Obserwatorzy

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Buble w tubkach - moje prywatne

To, że są bublami doszło do mnie mocno po czasie, gdyż początkowo za nic nie chciałam przyznać się przed sobą, że moi Państwo najzwyczajniej w świecie mnie wkurzają, wywołują odruchy wymiotne i tak w ogóle to nie powinnam ich nawet wyciągać z kieszeni. Nie wiem, to było jakieś zamroczenie, bo oba opakowania zużyłam prawie do końca, a kiedy do mnie doszło, że to bez sensu, było za późno żeby je komuś oddać.

Wylądowały w koszu. A to się u mnie rzadko zdarza, zawsze zużywam na siłę, albo oddaję jeśli coś jest jeszcze w miarę, żeby nie było mi wstyd, że wpycham komuś totalnego niedoroba :P Te tuby akurat aż takie złe nie były, tak same z siebie, ale to kompletnie nie moja bajka. Tak to jest jak się wybiera z katalogu, albo kupuje w ciemno.

Przełomowy moment, czuję oczyszczenie.. Z rozpędu, póki jeszcze miałam odwagę wywaliłam też kilka obrzydliwych lakierów, które jakimś cudem trafiły na moją półkę i wyniosłam od razu śmieci, żeby wyrzuty sumienia mnie nie pokonały :>


Błyszczyk du ust z jojobą - Avon (zmieniający kolor)

Nie wiem, czy jeszcze go sprzedają, bo na Avon obraziłam się śmiertelnie i od dawna nie niszczę sobie wzroku ich katalogami.


Błyszczyk kupiłam na zasadzie: coś do ust, to kupię - kupię, aby kupić, bo fajnie coś kupić - kupię, bo różowe i fajne.

No i kupiłam i się posmarowałam. Błyszczyk w opakowaniu jest bezbarwny i oleisty. Uhm, pierwszy zgrzyt.. Po paru minutach spojrzałam w lusterko i kurdę, coś mi nie gra, jakieś usta mam różowe, jakieś przyciemnione, niby jakim cudem. 


Okazało się, że błyszczyk z jojobą jest z rodzaju tych magicznych, co to się utleniają i ciemnieją. Szkoda, że nikt o tym nie wspomniał w katalogu, może nie dostałabym palpitacji serca na myśl, że zaczynam wariować.
Kolejny minus dla Avonu.

Tak po zastanowieniu, to nawet kolor wychodził ostatecznie bardzo ładny i mi się podobało, zapach też miał przyjemny, delikatniutki i orzeźwiający, ale! nienawidzę smarować ust olejem. A tak się czułam. Za każdym razem męczyłam się zeby go odpowiednio rozprowadzić, bo chwila nieuwagi, albo trochę za dużo nałożyłam i już mogłam się tym olejem delektować.

A później też nie lepiej. Rozmawiałam z kimś - olej w ustach, oblizałam usta - olej już się do nich gramolił. Przynajmniej się nie lepił i nie ciągnął, ale nie wiem co gorsze. W lato, przy ostatnich próbach zbierało mi się aż na wymioty, wtedy stwierdziłam, że dość i koniec z masochizmem.

O nawilżających właściwościach jojoby też mogłam zapomnieć.

Drugi Pan posiada identyczne wady.

Oliwkowy balsam do ust - Ziaja ( nie zmieniający koloru :) )



Miał pilęgnować i chronić. I na początku faktycznie ledwo, bo ledwo, ale dawał sobie mniej więcej radę. Może dlatego, że było jeszcze dość ciepło i nie miał z czym się mierzyć. Również ślicznie pachniał. Konsystencją różnił się nieco od poprzednika, bo gęstniał przy niższych temperaturach, ale ostatecznie na ustach też się oleił.

Po kilkunastu użyciach okazało się, że niestety, ale na mrozie poległ, usta zdawały się być pozbawione jakiej kolwiek ochrony, przesuszały się pod spodem i pękały. Do tego ciągle czułam posmak oleju na języku. Używałam go więc w domu, bo był podstępnie mi kupionym prezencikiem, który nic nie podejrzewając sama sobie wybrałam ( taką szachrajską mam przyjaciółkę :> ) i szkoda było mi go spisywać na straty.


Doszłam jednak do wniosku, że żadna przyjażń nie wymaga aż takiego poświęcenia i schowałam go w kąt :P Myślałam, że może magicznie po kilku miesiącach zmieni swoje właściwości. Nie, jednak nic z tego. Było jeszcze gorzej, bo już nawet w warunkach domowcyh nic a nic nie nawilżał. Po starciu go, skóra na ustach była w takim samych suchym stanie jak przed nałożeniem. Ehh..


Polecam tylko tym, którym odpowiada taka konsystencja, a wiem, że jest Was sporo :> Dla mnie to niestety nie do przejścia i więcej po nic podobnego nie sięgnę.

Z tego co czytałam to nawet znajdują się dziewczyny, na które Balsam od Ziai działa faktycznie nawilżająco. Może ten mój obraził się za moje podejście do niego i dlatego nic nie robił :) Więc nie zrażajcie się :P

piątek, 26 kwietnia 2013

W paczce był też lakier - lakier do paznokci Lambre

Oprócz produktów, które mogłam osobiście i konkretnie wybrać do testów, Pani Aleksandra dołożyła do przesyłki jeszcze lakier. Wiedziałam, że będzie to Color Explosion nr 1, ale niestety i tak nie mogłam sprawdzić jakiż to kolor ten nr 1. Jest chyba ze starej edycji, bo aż do teraz nie znalazłam go na stronie głównej. Zamiast niego widnieją Sense of Elegance z zupełnie innym opakowaniem i błyszczącą nakrętką. Wg mnie powinni mieć do wyboru jedne i drugie, bo ja osobiście zakochałam się w kartoniku po Color Explosion i fajnie byłoby mieć wybór między tymi dwoma :) Na niezobowiązujący prezent w sam raz. No czyż nie jest urocze?


A tak z ciekawostek, weszłam teraz do ich wirtualnego katalogu, a tu wita mnie piosenka :) Chyba francuska. Nie no genialna jest, aż nie wyłączyłam strony i jej sobie słucham. Bardzo pasuje do magicznej aury ich produktów i zdjęć :) Serio dziewczyny, wejdźcie i też posłuchajcie KLIK :D
I nie, nie jest to jakaś dziwna taktyka zaciągnięcia Was na ich stronę :) Tego nie miałam w `umowie` ;)


A wracając do tematu, szkoda, że jednak nie mogłam sprawdzić koloru, bo jest kompletnie nietrafiony. Czytałam już jedną jego recenzję i padło tam trafne określenie: babciowaty :) No niestety.  Kolor na szczęście zawsze przy zakupie dobiera się samemu, więc nie jest to istotna sprawa, szkoda tylko, że testy były dla mnie małą męczarnią no i teraz pewnie reszta flakonika się zmarnuje. Żałuję tym bardziej, bo lakier jest z gatunku porządnych, przynajmniej u mnie tak się spisał.

Opakowanie: No to jest cały jego urok :) Przesliczny kartonik w niebieskie motylki :) Ciekawa jestem, czy wszystkie miały ten sam motyw, czy np. różniły się kolorami. W środku mamy flakonik. Flakonik jak flakonik, raczej się nie wyróżnia. Może jednak ten prosty krój i szeroka, srebrno matowa zakrętka dodają mu nieco elegancji.


Użytkowanie: Pod tym względem, w sumie to pod każdym oprócz koloru ( ;P ), mogę go nazwać jednym z lepszych. Nie doszukałam się wad. Pędzelek jest płaski i dość szeroki. Bardzo elastyczny, ładnie sunie po płytce i nie robi bruzd, nie sciera poprzedniej warstwy. Ja akurat nigdy nie czekam do jej wyschnięcia, więc dla mnie to dość istotne. Nie rozczapirza się podczas malowania na wszystkie strony i nie odstają mu włoski. Poświęciłam się mocno i używałam go naprawdę wiele razy, w róznych sytuacjach, żaden włosek do tej pory nie wypadł. Zakrętka dobrze leży w dłoni, manewruje się nią wygodnie i bez problemu da się nie zalać skórek :) Wbrew pozorom to nie takie oczywiste i wiele zależy od lakieru i pędzelka ( pomijając zdolności manualne :) )

Trwałość: Wysycha w normalnym tępie, ani szybko ani wolno, przyzwoicie. I trzymał się na moich paznokciach też długo, spokojnie 5 dni przy standardowych pracach domowych bez rękawiczek. Po tym czasie zaczynał się scierać z końców. Nie odpryskiwał.

Konsystencja/Krycie: Konsystencja raczej typowa, może trochę bardziej podchodzi pod rzadszą, ale na pewno nie wodnista :) Nie rozlewa się po płytce, ale wygodnie rozprowadza. Lakier jest perłowy i potrzebuje dwóch warstw do pełnego krycia. Jeśli ktoś ma krótkie paznokcie dobrze spisze się nawet jedna, jako deliaktny złoto rudy refleks.

Zmywanie: Tu duża pochwała. Nie rozmazuje się po palcach i zmywa, bez przesady, ekspresowo i ekologicznie ;). Wystarczyło mi pół wacika i jedna porcja zmywacza do usunięcia go z obu dłoni. Super.



Czyli tak ogólnie, gdyby nie ten kolor, byłby jednym z moich ulubionych lakierów. Bezproblemowy, trwały i wygodny w obsłudze. Niestety w obecnym katalogu też szału z kolorami nie ma, wszystkich jest 13 w najbardziej podstawowych odcieniach.


Pojemność: 8ml. Nie wiem ile kosztował, ale obecne lakiery są w cenie ok 13zł, więc pewnie ten był w podobnej.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Ja tez dostałam maila od eFoxCity :)

Widziałam już, że kilka dziewczyn o nich wspominało :) Zgodziłam się na zaprezentowanie ich sklepu z czystej ciekawości, w zamian dostanę od nich wybrany przez siebie egzemplaż biżuterii. Dam Wam znać kiedy dojdzie i jakiej jest jakości, bo ceny są bardzo przystępne, a i stylistycznie ich asortyment trafia w mój gust :) Chociaż dla dziewczyn mieszkających w "dolarowych" krajach wychodzi o wiele bardziej po taniości, my niestety musimy przeliczać razy 3 :(

Tutaj link do strony głównej: 


Radzę zajrzeć odrazu właśnie tam i samemu poszperać, bo asortyment mają jak dla mnie tak szeroki, że głowa boli :) Ja się poczułam jak w sklepie z cukierkami, wykupiłabym chyba prawie cały ich towar :P (Nie kazali mi tego pisać, po prostu gdybym miała garderobę, prezentowałaby się właśnie w takim stylu ;) )

Jest chyba wszystko, od ubrań dla babek jak i dla facetów, po biżuterię, chociaż tej jak dla mnie powinni mieć o wiele więcej. Wieszość jest taka jakby japońsko-słodka, ale to raczej obraz całości, przeglądając ofertę bez problemu znajdziemy i poważniejsze ubrania. Ceny wahają się od kilku do kilkuset dolarów, czyli faktycznie, każdy powinien znależć coś dla siebie :)

A i zwróciłam uwagę, że mają po lewej całkiem pomocne filtry, np odsiewamy ubrania pod względem ceny, rozmiarów, kolorów, a nawet materiałów. Prosta rzecz, a jakże pomocna.

Co do jakości i wysyłki niestety jeszcze nie mogę się wypowiedzieć :)

A tu parę przykładów:

Sukienki na Specjalne Okazje: (akurat widzę teraz jakieś kosmiczne przeceny)


Czarne eleganckie: (w sam raz na pisanie matur xP)


Płaszczyki:  (tak patrząc na ich ceny to o mamuniu - np. 11$ za narzutkę :o )



Chcę zamieszkać w ich magazynie :P










piątek, 19 kwietnia 2013

Przyspieszenie porostu i Baby Hair - w końcu i ja je wyhodowałam :D

Jaram się :P Bo z moimi włosami jest tak. Kiedy się kręcą to wygląda jakby było ich dużo, ale wystarczy, że zmoknę i iluzja znika :( Z resztą, wystarczy nawet, że je zepnę i widać prześwity, szczególnie na skroniach.  Włosy mam rzadkie i cienkie, a do tego pocieniowane (przy kręconych ciężko mieć inaczej), no i od jakiegoś czasu staram się je zagęścić i jak najszybciej wydłużyć. Marzą mi się takie do pasa, ale same z siebie rosną przeraźliwie i niewybaczalnie wolno.

Ale znalazłam w końcu na nie sposób :)

Przypomnę tylko czym ratowałam się wcześniej:

Mega Krzem - bardzo pomógł mi przy wypadaniu, zmniejszył kłębek wyciągany z wanny o połowę, ekstra wynik, jeszcze na pewno kiedyś do niego wrócę, tym bardziej, że wystarczy łykać tylko 1 tabletkę dziennie.

Kuracja Novoxidyl - mam wrażenie, że pomocny był głównie tonik. To była najbardziej skuteczna rzecz w kwestii przeciwdziałania wypadaniu. Zahamował wypadanie prawie całkowicie! To aż nienaturalne, bo te 50-100 dziennie powinno polecieć :P Preparatowi jednak daleko do pewnika, większość recenzji była negatywna. dziewczyny pisały, że albo nie działał, albo wręcz podrażniał. U mnie spisał się koncertowo, więc trzeba wypróbować samemu. Jedyne do czego mogę się przyczepić to alkohol. Boję się, że przy dłuższym stosowaniu może jednak mocno wysuszyć włosy u nasady.

Płukanka z octu jabłkowego - tego pana wychwalam już gdzie się da, ale nic nie poradzę, że jest taki genialny :) O właściwościach możecie dokładnie poczytać z linku, oprócz całej gamy zalet, regularnie stosowany również zauważalnie wstrzymuje wypadanie.

Jak widać wszystkie te rzeczy działały głównie na powstrzymanie wypadania. To i tak duży sukces, ale marzyły mi się też maleńkie nowe włoski. Wtedy byłaby pełnia szczęścia.

Aurat był szał na kozieradkę. Poczytałam, popędziłam do apteki, kupiłam. Po misiącu używania stwierdziłam, że sama w sobie niewiele robi, ale wiadomo, czasami potrzeba więcej czasu. Wkurzał mnie jednak jej rosołowy zapach i to, że ciężko było po niej domyć buteleczkę, do której przelewałam napar. Na jej ściankach osadzał się śluz i za dużo było roboty z myciem i parzeniem przed każdym użyciem.

Wymyśliłam więc, że zacznę pić pokrzywę, bo drożdży się bałam. Do tej pory nie mogę znaleźć wiarygodnych informacji jak to jest z piciem drożdży a podatnością na infekcje wiadomego miejsca. Wolałam nie ryzykować.. Gdzieś mi się jednak obiło, że pokrzywa wypłukuje witaminy z grupy B. Zaczęłam czytać i okazało się, że pokrzywa jest bezpieczna, wit. B wypłukuje tylko skrzyp. Należy jedynie pamiętać, żeby przy pokrzywie dużo pić, bo działa moczopędnie i można doprowadzić do odwodnienia organizmu.


Jednak w trakcie przegrzebywania internetu wgłębiłam się w temat rodziny witamin B. Okazało się, że są istotnym sprzymierzeńcem w walce o włosy. Postanowiłam to sprawdzić i zaopatrzyłam się w opakowanie B Complex. Uprzednio tylko doczytałam jeszcze, czy sama pokrzywa nie zawiera w sobie już tych witamin, żeby nie przesadzić. Zawiera B2 i kwas pantotenowy, czyli no niech będzie, mniej więcej w miarę.
No i okazalo się, że połączenie witaminy B complex z pokrzywą to strzał w 10!

Wiem, że dużo dziewczyn łykało Calcium Pantothenicum (kwas pantotenowy) 4 razy dziennie po 100mg. Mój suplement zawiera tego kwasu tylko 5 mg, a oprócz niego Wit: B1, B2, B6 i Niacynę. % pokrycia dziennego zapotrzebowania przez 1 tabletkę waha się w zależności od konkretnej witaminy od ok 270% do 350%, czyli wg mnie wystarczająco i jeszcze ponad normę. Nie ma co przesadzać, a do tego dochodzi wygoda, 1 mała tabletka raz dziennie i z głowy. + 1 zaparzona w kubku saszetka pokrzywy i cała kuracja.

Pierwsze efekty zauważyłam już po uwaga: 2 tygodniach! Na linii czoła pojawiły się maleńkie igiełki :D Pierwszy raz mam baby hair i to do tego w tak szybkim czasie. Żebyście widziały jak skakałam :) Teraz ciągnę swoją kurację dalej, mam zamiar pić i łykać nieprzerwanie 3 miesiące, a potem zrobić 1 miesiąc przerwy. 1 kubek pokrzywy dziennie z tego co czytałam jest bezpieczny, ale zrobię przerwę, żeby dać odpocząć włosom i ich nie przywczajać za bardzo, żeby mi sie nie rozleniwiły :) Nie zauważyłam żadnych ubocznych skutków łykania talbletek. Na opakowaniu jest tylko adnotacja, że preparat jest niedozwolony dla kobiet w ciąży i w okresie karmienia.

No to tyle :) Hoduję dalej i już nie mogę się doczekać, kiedy podrosną :) A włosy ogólnie też rosną zdecydowanie szybciej :) Widzę to po moich różkach, o których kiedyś pisałam, już powoli wtapiają się w resztę włosów. Jest dobrze :)

A i najlepsze, miesięczny koszt kuracji to ok 6 zł. Pokrzywę (30 saszetek) kupiłąm za 4,50zł a Witamny (50 tabl.) za 3,50zł :)

(Zdjęcia jak widać zaczerpnęłam ze strony doz.pl, nie mam chwilowo dostępu do aparatu, a nie chciałam już czekać z postem:) )

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Otwieram krem, a tam oliwki :D - Łagodzący Krem na Dzień LAMBRE

A było tak: szperam sobie w ofercie szperam, patrzę, seria oliwkowa. Łuu.. coś dla mnie, oliwki mi służą :] Czytam opis: dla deliaktnej i wrażliwej skóry, szybko się wchłania, nie pozostawia uczucia tłustości, tworzy warstwę ochronną. Nie no jak nic dla mnie :> Wymieniam maile z przemiłą Panią Aleksandrą, Pani pyta mnie o preferencje, ja podaję. Tak, jest mój kremik w liście rzeczy przygotowanych do wysyłki. No dobra, ale prr Nimva prr, nie ciesz się tak, składu nigdzie nie podali, znając twoje szczęście pewnie walnęli jakimś oliwkowym ekstraktem gdzieś za perfumami i się odczepcie.

I nadszedł TEN dzień. Biorę krem do ręki, czytam skład. Odstawiam, czyszczę okluary, biorę jeszcze raz. Nie no, odpalam googla i się upewniam, czy dobrze czytam. Dobrze czytam :) Więcej oliwkowych rzeczy już chyba napchać nie mogli :D Ale o tym pod koniec :> A kto przewinie bez czytania ten trąba :P


Opakowanie: Tak patrząc na stylistykę kolorówki i perfum, to część pielęgnacji wypada dość biednie :) I to konkretne też szału nie robi, oka nie cieszy, ale praktyczne jest, trzeba przyznać. I patrząć na wyjątkowo dużą pojemność (80ml !), cieszę się, że zapakowali krem w higieniczną tubkę a nie w słoiczek. Tubka na zatrzask, wygodna, szczelna, prosta graficznie i z zieloną nakrętką pasującą do serii ;) Niech im będzie :]

Konsystencja: Leciutka. Krem jest niby zwarty i nie wylewa się z opakowania, jednak wystarczy zaaplikować go na twarz i momentalnie topi się pod wpływem ciepła skóry i pozwala ładnie rozprowadzić bez niepotrzebnego naciągania buzi. Jednak to, że jest leciutka, nie znaczy, że nie działa :) Czuć, że krem nawilża i tworzy delikatny film na skórze, a nie ucieka w swej lekkości w przestrzeń kosmiczną. 

Wydajność: Zastanawiam się kiedy ja go zużyję. Nie dość, że jest prawie 2 razy większy od standardowego kremu, to jeszcze schodzi bardzo powoli. Przez jego topiącą konsystencję wystarczy odrobinka, aby pokryć całą twarz. Na szczęście mam pomocnika. Uwaga, po krem sięgnął mój chłopak :> Sam z siebie, nie kazałam mu :) I kurczę, jak raz sięgnął to sięga nadal, nawet na noc. Czyli możecie kupować i zużywać na spółkę niekoniecznie z siostrą :> Jak mojemu wybredziochowi pasuje, to każdemu innemu też będzie odpowiadał, zaręczam ;)

Działanie: I takim płynnym ruchem przechodzimy do następnego podpunktu. W sumie mogłabym napisać, że robi wszystko to co obiecywał i tyle :) Faktycznie, delikatnie łagodzi skórę. Mam dość szorstką poduszkę, więc tonik z lodówki i ten kremik, i komfort przywrócowny. Wchłania się całkiem szybko i to do matu, praktycznie nie potrzebuję po nim pudru. Po kilku godzinach też nie potrzebuję, utrzymuje u mnie ten mat wyjątkowo długo. Fajnie, bo mam z tym problem :)

Nawilża całkiem przyzwoicie, ale w ekstremalnych sytuacjach sobie nie poradzi, na pewno nie jest to krem na zimę. Chyba, że do chodzenia po domu, kiedy chcemy dać odetchnąć cerze, ale jednak czegoś na niej potrzebujemy. Myślę, że teraz jest dla niego najlepszy czas i dzięki leciutkiej formule w upały tez się nada. Nawet kiedy ćwiczę i porządnie pocę się na twarzy, nie czuję żadnej dodatkowej lepkości. Mam wrażenie,  że skóra swobodnie oddycha.

Nie zapchał mnie, nie uczulił i nie podrażnił. Można używać :)

A teraz co z tym składem? Podkreśliłam na zielono wszystkie oliwkowe składniki:


Olivoyl hydrolyzed wheat protein - Mieszanina oliwy z oliwek i protein pszenicznych
Glyceryl Oleate - Naturalny emulgator na bazie oliwy z oliwek, posiada silne właściwości nawilżające
Decyl Olive Ester - wosk roślinny pozyskiwany z oliwek, daje miłe odczucie na skórze, posiada dobre właściwości emoliencyjne, nawilżające.
Potassium oliveoil pca - sól potasowa z oliwy z oliwek (?) O samym potassium pca piszą tak: Substancja silnie higroskopijna, czyli wiążąca wodę z otoczenia. Pochodna kwasu piroglutaminowego. Kwas piroglutaminowy wchodzi w skład Naturalnego Czynnika Nawilżającego (NMF) występującego naturalnie w skórze. NMF odpowiada na wlaściwe nawilżenie warstwy rogowej naskórka. Konkretnie o odmianie z oliveoil nie mogłam nic znaleźć, ale myślę, że właściwości są podobne.
Olea europea (olive) fruit oil - to wiadomo, olej z oliwek
Hydrogenates olive oil - utwardzona oliwa z oliwek
Hydrogenated olive oil unsaponifiables -  ma bardzo dobre właściwości regeneracyjne i wygładzające - przywraca skórze sprężystość i elastyczność. Unsaponifiables oznacza, że substancja jest niezmydlana, przypuszczam, że obie powyższe są do siebie podobne
Olive leav extract - ekstrakt z liści oliwnych
Pod spodem jest jeszcze ekstrakt z lawendy.

Czyli oliwek nie brakuje i zielona nakrętka jest jak najbardziej na miejscu :) Gdyby tylko nie brzydkie konserwanty na samym końcu, byłby to chyba  krem składowo idealny. Jednak tak czy siak zawartość jest imponująca. A to wszystko za cenę:

24 zł / 80 ml     Bajka :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Garnierze, czemu? ;( Najgorsza odżywka jaką miałam. Ultra Doux - Siła 5 roślin

Rozpacz ma jest ogromna, gdyż włosowe produkty Garniera kochałam miłością ogromną i jak na nieszczęśliwą miłość przystało, ślepą. Ślepą, bo każy ich szampon czy odżywkę mogłam brać z półki z zamkniętymi oczami i wiedziałam, że sprawdzi się u mnie ekstra. 

No i klops, zdrada, zdrada na pokładzie, tylko nie wiem czy to producent jest be, Pan Zdziwsław kierownik tej konkretnej linii produkcyjnej, czy wredne Panie z drogerii, które myły głowy na zapleczu i uzupełniały braki wodą :>

Opakowanie: Ultra Doux, nowość na rynku, opakowania eleganckie, że niby się kojarzą z naturą i zielnikiem babci i w ogóle stempel NATURALNE EKSTRAKTY i że bez parabenów. Pewnie, wszystko się zgadza, ekstrakty w składzie stoją rzędem, tylko że dopiero po barwnikach. Może ja nie ogarniam, może te ekstrakty są tak super skoncentrowane, że wystarczy ich taka odrobinka, ale tak na chłopski rozum to coś mi nie gra, że barwników w produkcie jest więcej niż składników wymienionych w czołówce.


Ale spokojnie, na pocieszenie dali nam płaską zatyczkę żeby się jeszcze bardziej nie denerwować z wydobyciem resztek i pierdyknęli wytłoczonego listka :D Symbol barwnika chyba tłoczy się trudniej, to pewnie dlatego..

Konsystencja: Konsystencja to klucz do całej sprawy, bo ma formę wodnistą. Nie rzadszą od przeciętnej, wodnistą. Wyciekała mi bez skrępowania przez palce, więc nakładanie tego specyfiku to prawdziwa mordęga.

Wydajność: z uwagi na swoją konsystencję i to, że nic nie robiła, zużyłam Pana Siłę 5 Roślin w uwaga 2,5 tygodnia, a myję włosy co 3 dni. czyli wystarczyła mi na jakieś 6-7 użyć, bo w między czasie stosowałam jeszcze maskę zamiast niej. Szczyt oszczędności.

Działanie: Jak to nic nie robiła? Nie no robiła, perfumowała głowę. I tyle :) Jak już udało mi się nią dosłownie ochlapać włosy, dołożyć 5 razy, bo ciągle nic nie czułam to.. nadal nic nie czułam. Od odżywki wymagam tylko ułatwienie rozczesania włosów i to palcami, bo mam kręcone i nie czeszę ich na sucho. Przy tej odżywce chyba wyrwałam sobie wszystko to co zaoszczędziłąm przy wcierkach. Aż się sobie dziwię, że nie wyrzuciłam jej po pierwszym użyciu, ale takie rzeczy ciężko mi przychodzą i zawsze się męczę żeby zużyć do końca.

Lałam ją  więc strumieniem na czuprynę i nie widziałam żadnej różnicy, równie dobrze mogłabym sobie lać wodę. Włosy po myciu szorstkie i splątane, dokładnie takie jak bez użycia odżywki. Po wysuszeniu napuszone i matowe, dokładnie tak jak bez odżywki. Odżywka widmo normalnie.. O tym, że jednak czegoś użyłam przypominał mi jedynie mocny zapach unoszący się nad moim czołem, aż domownicy pytali, czy mam nowe perfumy.

Nie wiem do tej pory, czy ta odżywka taka po prostu jest, czy tylko ja trafiłam na jakąś wybrakowaną..

Cena: ok 8zł / 200ml

wtorek, 9 kwietnia 2013

Ujawniam się :D Trochę :)

Łoo, ale stresior :) Mam taką tremę, że hej, no ale w końcu jestem z Wami już rok i chyba nikt mnie pomidorami nie obrzuci :P A jak już, to przynajmniej niech będą dojrzałe, to siniaków uniknę ;)

Chciałam Wam pokazać mały wycinek z mojego życia, a właściwie to co robię od czasu do czasu w wolnych chwilach :) Kiedyś uwielbiałam rysować, później przez kilka lat jakoś nie miałam do tego głowy, skupiałam się na kompletnie innych rzeczach, aż do teraz. Całkiem niedawno odkurzyłam swój pędzel i różne takie i koślawo przywracam do sprawności moją zardzewiałą rękę :)

Najbardziej tylko żałuję, że nie potrafię rysować z pamięci :( Zazdroszczę tym wzystkim ludziom, którzy po prostu siadają i rysują, gdzie chcą, kiedy chcą, wszystko to co kołącze im się w głowie. Ja muszę na coś patrzeć, przynajmniej żeby mniej więcej uchwycić kształt. No, ale nic, w końcu robię to dla przyjemności, a przyjemność, i co najważniejsze wyciszenie, mam z tego ogromne :)

Postanowiłam otworzyć zakładkę, w której będę umieszczać co jakiś czas nowe rysunki, to taka mała motywacja dla mnie, żeby znowu tego nie porzucać :) Zaglądanie tam nie jest obowiązkowe, możecie omijać z daleka :P

Ale na próbę: KLIK :)

A tutaj dwa maluneczki na powitanie wiosny, bo w tym roku chyba trafiła nam się jakaś straszna księżniczka, trzeba ją witać i zachęcać, a ona ciągle się waha :)

Po zeskanowaniu jednak wychodzą wszystkie błędy, ale trudno:)






niedziela, 7 kwietnia 2013

A wg mnie obeserwatorzy NIE znikną :> Przynajmniej narazie.

W blogowym świecie, i w sumie nie tylko, nastał czas paniki. Wyszła informacja, że Google rezygnuje z usługi Goolge Reader.

Aż mnie głowa boli od siedzenia na necie i czytania wszystkich wiadomości. Obleciałam blogi, oficjalne strony google, pomoc techniczną bloggera i witryny informacyjne.

Nie powiem, wystraszyłam się bardzo, że obserwatorzy mogliby zniknąć, przynajmniej miałam motywację do założenia konta na bloglovin, ale Google + już nie chcę, bo niespecjalnie mi odpowiada.

Dobra, e teraz tak:
Jedyną pewną informacją jest tylko to, że zniknie Google Reader, czyli czytnik RSS. Czytnik ten możemy znaleźć TUTAJ. To odrębne narzędzie i służy do śledzenia blogów i zwyczajnych stron internetowych (nie jest nim nasza lista czytelnicza widoczna w panelu). Chociaż te dwie rzeczy się ze sobą łączą, bo po dodaniu bloga do obserwowanych jest on też automatycznie wysyłany do listy w Google Readerze.

Reszta to domysły i interpretacje. Ja też nie mam pewnych informacji, ale rozumiem to tak, że zniknie tylko to konkretne narzędze, a nie cały system, na którym się opiera, czyli ogólnie obserwowanie i wychwytywanie aktualności na obserwowanych witrynach. Chociaż Google promuje coraz bardziej Google + to może i kiedyś usuną obserwatorów, ale na razie nic na ten temat oficjalnie nie wypłynęło, a przynajmniej niczego nie znalazłam. Logicznie rzecz biorąc Google+ opiera się na tym samym mechanizmie co Obserwowanie, czyli nasza lista czytelnicza powinna być bezpieczna. Po wejściu w pomoc techniczną, możemy sobie spokojnicze czytać o szczegółach Obserwowania jak i Google+, nie ma żadnej informacji, że pierwsza z usług zostanie wyłączona, a artykuły były aktualizowane w lutym tego roku. Podczas szukania informacji o Google Readerze (niestety nie pamiętam już w którym miejscu) pojawił się dopisek, że usługa zostanie wyłączona.

TUTAJ jest oficjalne oświadczenie Google, wymienili wszystki gadżety, które likwidują, opcji Followings nie znalazłam.

A co Wy o tym myślicie?

piątek, 5 kwietnia 2013

A niby po co mi ta kredka? (Kredka do ust LAMBRE)

Wg mnie kredki do ust, albo tak bardziej światowo, Lip Linery ^^, są zdecydowanie niedoceniane. Wśród moich znajomych panuje opinia, że to tylko dla starych bab, albo na jakieś gale z czerwonymi szminkami, na które żadna z nas nie chodzi (no wiecie, nie mamy czasu :P). Tym bardziej otwartym na kosmetyczne "dziwactwa" zwyczajnie nie chce się bawić w takie rzeczy, albo boją się, że i tak nie będą potrafiły równo tych ust obrysować. Ależ nic podobnego :)
Daruję sobie mój tradycyjny podział na podpunkty bo bez sensu, mamy tutaj tylko działanie i "opakowanie" :)

Kredeczka w moim odczuciu jest bardzo elegancka. Tak jak większość produktów Lambre. Czarna matowa farba pokrywająca drewienko, kolorowa końcówka dokładnie (dokładnie, a nie że tylko sugestia, aby z grubsza nie pomylić czerwieni z różem) odpowiadająca kolorowi zawartości, złota metalowa skuwka no i tłoczone motylki :) (Ale dzieciak ze mnie :] )


Temperuje się lekko i równiutko. Jest na tyle twarda, że nie maże się po temperówce, ale i na tyle miękka, aby sunąć po ustach gładko i niewyczuwalnie, pozostawiając po sobie kolor już za pierwszym pociągnięciem. Nie trzeba nerwowo majtać w tę i wewtę, co zwiększałoby nerwy i zmniejszało precyzję ;)

Rozciera się również bardzo przyjemnie i tworzy z ustami parę nawet na kilka godzin, czyli jest całkiem trwała. :)


Dobra, więc co możemy my młode dziewczyny, skoro nie jesteśmy starymi babami, zrobić z taką kredką?

* Jak nawet nie używamy szminek, a jak już to jakichś delikatnych, prawie niewidocznych. A możemy je sobie ładnie obrysować ( no serio? :D ) Ale! Ale! obrysować cielistym kolorem albo takim właśnie różem jaki tutaj prezentuję, delikatnie rozetrzeć do środka i nałożyć bezbarwną pomadkę. Usta nagle stają się takie jakieś pełniejsze, większe, odcinają się ładnie od reszty twarzy, no zwyczajnei widać, że je mamy i to jakie!, a przecież nałożyłysmy tylko bezbarwną pomadkę :> I nikt nie wie o co chodzi, jesteśmy naturalnie piękne :D

Do tego takie jasne kolorki super precyzji nie wymagają, nawet moja trzęsąca się ręka nie widzi problemu :)

* Druga opcja, nadal jesteśmy młode i nieśmiałe, ale chcemy delikatnie zaszaleć i nadać ustom koloru. Znowu rysujemy kreskę, tylko grubszą i rozcieramy ją po całych wargach. A na to bezbarwna pomadka, albo i nie, i kolejny raz jesteśmy naturalnie piękne, bo żaden laik się nie zorientuje, że czymś je malowałyśmy. Tak roztarty kolor trzyma się na ustach bardzo długo. Możemy na taki podkład nałożyć jeszcze szminkę, a jej trwałość róznież ulegnie wydłużeniu.

* Trzecia opcja to wiadomo, jesteśmy dzikie i szalone, używamy równie szalonych kolorów a takie wymagają ekstremalnego zabezpieczenia :) No to konturujemy sobie dziubki i żadna równie szalona szminka nawet nie pomyśli żeby nieestetycznie wyemigrować nam poza teren dla niej przeznaczony. Kredka twardo trzyma ją w ryzach, a my nie musimy się martwić, że będziemy wyglądać niechlujnie.

* Aaa no i co jeszcze, taką kredką możemy fajnie oszuki.. ee poprawiać urodę :] Mamy wąskie usta albo nierówne i bardzo się tym martwimy? Rach ciach rysujemy kredeczką nieznacznie powyżej naturalnej linii warg, albo tam gdzie trzeba je wyrównać, nakładamy pomadkę i znowu jesteśmy piękne i symetryczne :)



Wszystkie te zabiegi zajmują niecałą minutę, kredki są przeważnie bardzo tanie, a kolorów mamy w bród.

Czy przekonałam kogoś nieprzekonanego? :)



Ta konkretna kosztuje 8zł a posłuży mi na baardzo długo :)


czwartek, 4 kwietnia 2013

Żele z pompką znowu w Biedronce :)

Nie wiem czy kogoś tym zaskoczę, ale od niedawna w moich okolicznych Biedronkach znowu pojawiły się żele, które robiły furrorę w wakacje :) Może u Was też są?

Jeśli wtedy nie kupiłyście, a miałyście ochotę to zachęcam, bo są świetne :)

Pięknie pachną, a zapach utrzymuje się na skórze jeszcze długo po myciu, super się pienią, są wydajne i nie wysuszają. Dla mnie mają wszystko to co żel powinien mieć :) A do tego ciekawe i wygodne opakowania.

Ja swoje już opróżnione zaadoptowałam do mydła w płynie i płynu do mycia naczyń. Szczególnie ta druga opcja fajnie prezentuje się w kuchni, no i nie muszę walczyć z butlą Pura kiedy mam tłuste łapy. Rach ciach pompką i do mycia ;)

Zapomniałam dopisać, że kosztuje ok 10zł / 600ml czyli taniocha :)

A tu trochę ucięty przedstawiciel:






poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Założyłam bloga w prima aprilis + tag :)

Nigdy nie robiłam tak długiej przerwy od pisania, ale Święta pochłonęły mnie bez reszty. Prawie tak jak zaspy za oknem :) Naturo, świetny dowcip, doprawdy.


Nie wiem czy ktoś takie posty w ogóle czyta, ale dzisiaj mój blog obchodzi swoje pierwsze urodziny :) Prima aprillisowa data wypadła przypadkowo, ale dowcip i tak jest, bo nie spodziewałam się, że zostanę tutaj tak długo. Myślałam, że po kilku tygodniach lub miesiącach mi się odechce i tyle przygody, bo z systematycznością u mnie kiepsko. Zawsze się napalam jak szczerbaty do orzechów, a później rezygnuję. A tu psikus :) Nigdzie się nie wybieram i mam tylko nadzieję, że moje odwiedzające też nie :*

Na początku czułam się jak nowy uczeń w klasie, nie wiedziałam jak mnie tutaj przyjmą, czego się spodziewać. Czy znajdę swoje miejsce. Czy ktoś w ogóle będzie chciał czytać te moje notki. Wiedziałam za to, że nie tyle zakładam jakiegoś tam bloga, ale wchodzę do społeczności. Społeczności, która okazała się tak ciepła i gościnna, że nie potrafiłabym teraz odejść :)

I to jest wg mnie w tym wszystkim najlepsze :) (Zaraz za darmowymi kosmetykami, które przywożą mi już ciężarówkami, przedstawicielami firm, nocujący u mnie na klatce i przychodzący z kwiatami, żebym tylko raczyła użyć ich kremików, no i leżeniem i pachnieniem kolejnymi testowanymi perfumami ;) ) Tak oprócz tych rzeczy to kocham Was dziewczyny :) Za to że i jakie jesteście, za każdą pomoc i miłe słowo, za to, że czuję się między Wami jak w paczce przyjaciół :)

A teraz żeby dłużej nie smęcić to zapraszam na bardzo pasujący do pogody tag, do którego zaprosiły mnie Recenzje Kosmetyków. Jak zwykle nie taguję nikogo (taka jestem :D), jeśli ktoś jest chętny to niech się dołącza :)


1. Ulubiony wiosenny lakier?
Śnieżka. Prosto z puszki. Po żadnym innym nie mam takiej fazy.

2. Ulubiony wiosenny produkt do ust?
Czekolada i frytki

3. Ulubiony ciuch na wiosnę?
Złote stringi i kozaczki w panterkę

4. Ulubiony kwiatek?
Róża wiatrów

5. Ulubiony wiosenny dodatek?
Błękitnooki blondyn

6. Które wiosenne trendy podobają Ci się najbardziej? (Makijaż, moda, cokolwiek!)
Szare ramiączka od staników wystające z bluzek bokserek. 

7. Zapach kojarzący Ci się z wiosną? (można podać konkretną świecę, wosk itp)
Świeżo rozsypany obornik :D

8. Ulubione perfumy na wiosnę?
Wino wiśniowe z Biedronki

9. Co kojarzy Ci się z wiosną?
Rolnicy

10. Ulubiona rzecz związana z wiosną?
W końcu moje złote stringi będą bardziej widoczne

11. Czy robisz wiosenne porządki?
Tak. Golę nogi po zimie.

12. Masz jakieś plany na Święta Wielkanocne/ Majówkę?
Może złapię kilku niewiernych, albo pojadę demonstrować, jeszcze nie wiem.. Jakby co to zapisy w komentarzach pod postem.

Uciekam dalej jeść i się lenić, a na pogrubiony tekst oczywiście przymknijcie oko ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...