Wylądowały w koszu. A to się u mnie rzadko zdarza, zawsze zużywam na siłę, albo oddaję jeśli coś jest jeszcze w miarę, żeby nie było mi wstyd, że wpycham komuś totalnego niedoroba :P Te tuby akurat aż takie złe nie były, tak same z siebie, ale to kompletnie nie moja bajka. Tak to jest jak się wybiera z katalogu, albo kupuje w ciemno.
Przełomowy moment, czuję oczyszczenie.. Z rozpędu, póki jeszcze miałam odwagę wywaliłam też kilka obrzydliwych lakierów, które jakimś cudem trafiły na moją półkę i wyniosłam od razu śmieci, żeby wyrzuty sumienia mnie nie pokonały :>
Błyszczyk du ust z jojobą - Avon (zmieniający kolor)
Nie wiem, czy jeszcze go sprzedają, bo na Avon obraziłam się śmiertelnie i od dawna nie niszczę sobie wzroku ich katalogami.
Błyszczyk kupiłam na zasadzie: coś do ust, to kupię - kupię, aby kupić, bo fajnie coś kupić - kupię, bo różowe i fajne.
No i kupiłam i się posmarowałam. Błyszczyk w opakowaniu jest bezbarwny i oleisty. Uhm, pierwszy zgrzyt.. Po paru minutach spojrzałam w lusterko i kurdę, coś mi nie gra, jakieś usta mam różowe, jakieś przyciemnione, niby jakim cudem.
Okazało się, że błyszczyk z jojobą jest z rodzaju tych magicznych, co to się utleniają i ciemnieją. Szkoda, że nikt o tym nie wspomniał w katalogu, może nie dostałabym palpitacji serca na myśl, że zaczynam wariować.
Kolejny minus dla Avonu.
Tak po zastanowieniu, to nawet kolor wychodził ostatecznie bardzo ładny i mi się podobało, zapach też miał przyjemny, delikatniutki i orzeźwiający, ale! nienawidzę smarować ust olejem. A tak się czułam. Za każdym razem męczyłam się zeby go odpowiednio rozprowadzić, bo chwila nieuwagi, albo trochę za dużo nałożyłam i już mogłam się tym olejem delektować.
A później też nie lepiej. Rozmawiałam z kimś - olej w ustach, oblizałam usta - olej już się do nich gramolił. Przynajmniej się nie lepił i nie ciągnął, ale nie wiem co gorsze. W lato, przy ostatnich próbach zbierało mi się aż na wymioty, wtedy stwierdziłam, że dość i koniec z masochizmem.
O nawilżających właściwościach jojoby też mogłam zapomnieć.
Drugi Pan posiada identyczne wady.
Oliwkowy balsam do ust - Ziaja ( nie zmieniający koloru :) )
Po kilkunastu użyciach okazało się, że niestety, ale na mrozie poległ, usta zdawały się być pozbawione jakiej kolwiek ochrony, przesuszały się pod spodem i pękały. Do tego ciągle czułam posmak oleju na języku. Używałam go więc w domu, bo był podstępnie mi kupionym prezencikiem, który nic nie podejrzewając sama sobie wybrałam ( taką szachrajską mam przyjaciółkę :> ) i szkoda było mi go spisywać na straty.
Doszłam jednak do wniosku, że żadna przyjażń nie wymaga aż takiego poświęcenia i schowałam go w kąt :P Myślałam, że może magicznie po kilku miesiącach zmieni swoje właściwości. Nie, jednak nic z tego. Było jeszcze gorzej, bo już nawet w warunkach domowcyh nic a nic nie nawilżał. Po starciu go, skóra na ustach była w takim samych suchym stanie jak przed nałożeniem. Ehh..
Z tego co czytałam to nawet znajdują się dziewczyny, na które Balsam od Ziai działa faktycznie nawilżająco. Może ten mój obraził się za moje podejście do niego i dlatego nic nie robił :) Więc nie zrażajcie się :P