Obserwatorzy

niedziela, 23 czerwca 2013

Kredka do ust i różany woreczek od Madame Lambre :)

O zasadności używania kredek przez wszystkie dziewczyny, nawet te, które mają 1 cielistą szminkę na krzyż pisałam TUTAJ :) I tam też recenzjowałam inną kredkę drugiej marki grupy Lambre. W sumie opis mogłabym w większości skopiować, bo moja dzisiejsza bohaterka niczym nie ustepuje poprzedniczce, ale nie będę taka :)

Wygląd: Na pierwszy rzut oka wygląda dziwnie. No same przyznajcie :> Takie drewniane, nijakie, wcale niekolorowe jak większość gadżetów, które nas atakują z półek sklepów. Jednak, gdy spojrzeć na to całościowo i trochę wnikliwiej okazuje się, że taki rustykalny nieco wygląd świetnie wpasowuje się w secesyjny styl marki.


Całość jest spójna, ze smakiem, nic nie zostało ani przedobrzone, ani niedopracowane. Na pewno wyróżnia się pośród innych produktów, chociaż z tego co piszą dziewczyny podobno producent tego nie wykorzystuje tracąc na źle przygotowanych standach w drogeriach. Nie wiem, nie ma u mnie Hebe, ale z taką opinią spotkałam się już nie raz. Kosmetyki ponoć giną gdzieś w kącie źle wyłożone i nie zachęcają do oglądania, a szkoda, bo potencjał mają ogromny.



A co do samej kredki. Po pierwsze, bardzo podoba mi się koncepcja gołego drewienka ze złotą skówką i na dodatek ostro zakończonego. Oczami wyobraźni odrazu widzę siebie w małym, uroczym domku XIX wieku, wieczorem na białym ganku, piszącą piórem list do swego ukochanego. Czuję zapach wrzosów z łąki za domem i piję herbatę z filiżanki na spodeczku. Ahh..



Do tego kwestia praktyczna. Ostro zakończona kredka rozwiązuje ważny problem natury egzystencjalnej. Kiedy wyrzucić zużyta kredkę, skoro jeśli znaleźć mniejszą temperówkę, to jeszcze by coś wycisnął :> Tutaj gryfel można zużyć do końca i nie martwić się marnotrawieniem, w ręku po ostrym temerowaniu końcówki zostanie nam same drewienko i serce już nie boli przy wywalaniu do śmietnika :D

Użytkowanie: Tutaj nie ma się co rozwlekać. Zajrzyjcie do linku na początku posta ;D Kredeczka gładziutko sunie po ustach, bez problemu i nie szarpiąc daje się nią narysować ładny kontur, a także wypełnić całość warg. Nie podkreśla suchych skórek. Lubię ją używać jak szminkę, jest o wiele trwalsza od większości, które posiadam, a po posmarowana dodatkowo bezbarwną pomadką daje fantastycznie naturalny, acz widoczny efekt szminki nude. Tzn ten akurat konkretny kolor, po który pewnie mało kto by sięgnął, bo brązowy :)



Temperuje się również elegancko, nie mażąc się naookoło jak niektóre. Czyściutko, schludnie i bez problemów. Szczerze nie mam jej nic do zarzucenia, chociaż bardzo bym chciała, bo ile można zachwycać się jedną firmą ;)



I  wybór kolorków:



Cena: 10,20zł

Mam jeszcze coś takiego:


Różany woreczek do szafy. Dosłownie różany. Żadnych sztucznych wypełniaczy i zbędnej chemii.

Pachnie bardzo delikatnie, na tyle, na ile moga pachnieć ususzone płatki róż, chociaż w szafie mimo to było go ładnie czuć przez jakiś miesiąc. Widzicie już tą dębową pięknie rzeźbioną szafę w swojej izbie? :D Albo szufladę z papeterią i kałamarzem?


Znowu takie proste, mało kolorowe, a jak się prezentuje. Ma w sobie jakąś taką nutkę tajemnicy, niewidoczną na pierwszy rzut oka, ale każącą zatrzymać się na chwile i przenieść do innego świata. Te produkty wciągaja po całości, nie kupujcie ich bo przepadniecie :)


środa, 19 czerwca 2013

Kallos to nie tylko maski - Eyeliner Kallos Love + Czemu mnie nie ma

Mleczna maska do włosów Kallosa jest chyba znana większości naszej blogosfery, ale czy wiedziałyście, że firma Kallos zajmuje się również produkcją o wiele szerszego wachlarza kosmetyków? Mają m. in. balsamy, mydła, cały włosowy arsenał od stylizatórów, po odżywki i farby, no i kolorówkę łącznie z podkładami i lakierami do paznokci. Ja się zdziwiłam :)

Z tego co widzę na stronie są dwie serie: KJMN to produkty do włosów, a LOVE to kolorówka.

No i dzisiaj mam do przedstawienia właśnie coś z kolorówki i nie wiem jak z jakością innych rzeczy z tego działu, ale w tym konkretnym przypadku niestety szału nie ma. Chociaż i tak mały ból, bo z dostępnością jest ciężko, więc w sumie nie ma co żałować.


Opakowanie: Pod względem estetycznym bardzo mi się podoba.Minimalistyczne, bez zbędnych napisów, bialutkie i całkiem trwałe. Takie eleganckie. Zakrętka wygodnie leży w dłoni i można sobie fajnie operować przy oku. Wkurza mnie tylko uszczelka przy ujściu. Coś tu jest nie tak, bo przy wyciąganiu i wkładaniu pędzelka strasznie brudzi się szyjka z zewnątrz. Na całej długości jest już czarna i po czyszczeniu ten stan powraca w mig, obojętnie jak bym się nie starała. Dużo się marnuje, paluchy mogą się brudzić, no i przez taki oblepienie zmniejsza się trwałość. Minus.

Aplikacja: Właściwie to taka sobie, trzeba mieć spore pokłady cierpliwości i kupę czasu. Pędzelek jest wg mnie zbyt gruby i mało elastyczny, do tego potrafi ukłuć, nie zmniejsza się na końcu i jeszcze rozczapirza. Kreski wychodzą grube, przez rozczapirzanie często niejednolite, tusz nie spływa po całej długości pędzelka na jego czubek w trakcie rysowania, przez co trzeba robić krótkie kreseczki i 100 razy doprawiać. DO KITU i napewno nie nadaje się dla rozpoczynających przygodę z tuszem, można się łatwo zrazić. Każde malowanie to dla mnie spora męczarnia, ale da się zrobic nim porządny makijaż nawet z cieniutkimi kreseczkami. Tyle, że czasami trzeba się przy tym nieźle nakląć.


Trwałość/Użytkowanie: Trwałość jest świetna, to chyba jedyny plus. Kolor wychodzi czarny i ładny, trzyma się na powiece do samiuśkiej nocy. Cienie potrafią mi spłynąć, tusz skruszyć, ale liner zostaje na swoim miejscu. Więc męczarnia z malowaniem nawet by się opłacała, gdyby nie to, że tusz strasznie wysusza mi powieki i je dosłownie marszczy. MARSZCZY! No serio? Przy cienkiej kresce to nie jest aż tak widoczne czy odczuwalne, ale przy grubszych już tak i to bardzo. Aż nie dawało się wytrzymać z takim uczuciem i albo zmywałam cały makijaż, albo próbowałam ratować się wazeliną nakładaną na sam liner. Słaby interes biorąc pod uwage fakt, że przez pędzelek kreski łatwo schrzanić i albo odrazu wychodza grube, albo wygrubiają się przy próbie odratowania tego co mi tam powychodziło.

No nie polecam. Liner z tego co pamiętam kosztował chyba w granicach 7-10zł a za tą cenę można spokojnie kupić coś lepszego, np. takie Wibo.


Strasznie dawno mnie tu nie bylo i niestety zapowiada się, że takie przerwy mogą zdarzać mi się cześciej :(

Dostałam pracę! :D Z czego się bardzo cieszę, ale to praca na zmiany i albo wstaję o 5, albo wracam o 22.30. Mój rozkład dnia jest teraz całkowicie przewrócony do góry nogami, muszę się trochę przestawić i ogarnąć to wszystko logistycznie, bo zwyczajnie brakuje mi teraz doby. No i wracam wypompowana, może nie tak fizycznie jak nerwowo. Mam dużo do opanowania i nauki, a tu nie za bardzo jest miejsce na popełnianie błędów, ale mam nadzieję, że szybko wszystko załapię i zapamiętam i będzie dobrze :)


piątek, 14 czerwca 2013

Ale ze mnie Madame :) - (Lambre) Puder Prasowany

Czas na nową porcję szlachciańskich kosmetyków ;) Usmiecham się, tzn, że recenzja będzie pozytywna :]

Konsystencja/Aplikacja: Struktura tego pudru bardzo mi się podoba, taka mało brudząca :) W kontakcie z pędzlem, nawet kiedy dziubdziam nim pionowo zamiast ładnie malować okrężne ruchy w opakowaniu, nie kruszy się, nie pyli, nie sypie. Nabiera się co ma nabrać i nic więcej. Dzięki temu blister, w którym go otrzymałam nie jest ufafluniony, mimo, że trzymam go w kosmetyczce i czasami mi się tam przewala. Super :)

Jednocześnie puder w dotyku wydaje się być dość miękki i jakby satynowy, bez problemu daje nabrać się na pędzel, a po drodze też nic nie spada, dzięki czemu nie muszę nakładać śliniaka do malowania :)

Wygląd: W sumie co tu będę mówić, Pani Halinko, proszę przynieść zdjęcie :P


Fajnie mieć taki wzorek, niektórym jest ich szkoda, bo za ładne do używania, ale ja je szalenie lubię psuć ^^ No i jak to się musi prezentować w szkatułce :O Ale o tym później.

Działanie: Na początku był dla mnie za ciemny, akurat z prasowanych do wyboru mamy 3 kolory i to jest właśnie ten najciemniejszy. No i na stronie faktycznie wygląda strasznie, dosłownie jak kakao na mleku, w opakowaniu też wygląda strasznie, ale na skórze okazuje się, że jest o wiele łagodniejszy niż się prezentuje :) A że nie ma pomarańczowych podtonów, używałam go sobie jako lekkiego bronzera.

Delikatnie i prawie niezauważalnie podkreślał moje kości policzkowe i to w okresie, kiedy byłam całkowitym bladziochem. Bardzo dobry na młodych dziewczyn i jako pierwszy bronzer dla początkujących, można na nim spokojnie oswajać się z konturowaniem i ćwiczyć rękę, bo nie da się tu przesadzić.

Wystarczyło jednak kilka dni słonka i twarz lekko! mi pociemniała. Teraz pasuje idealnie, a muszę zaznaczyć, że nadal jestem dość blada, bo od dawna się nie opalam. No i tu rodzi się problem, jeśli robimy zakupy przez internet, bo stacjonarnie można jeszcze chyba kupować w Hebe? W życiu sama nie wybrałabym w ciemno tego odcienia. Chociaż przypuszczam, że wybierając któryś z jaśniejszych też byłoby dobrze, jeśli są równie transparetne.

Używany na całą twarz ładnie ją matowi, ale nie jest to taki płaski, sztuczny mat. Wygląda bardzo naturalnie. Na mojej mieszanej cerze utrzymuje się standardowo. Super trwały nie jest, ale trzyma fason.


Zapach: Za to też go uwielbiam :) Wiem, że o wiele delikatniej i zdrowiej dla skóry byłoby używać produktów bezzapachowych, no ale to takie przyjemne jeśli coś ładnie pachnie :) Ten tutaj pachnie takim typowym pudrem (mam nadzieję, że mamy podobne wyobrażenie zapachu pudru), mi się bardzo podoba, tak trochę jak produkty dla dzieci. Nie jest mocny, ale chyba trochę intensywniejszy niż większość "standardowych" pudrów. Na skórze też pozostaje przez jakiś czas.

Opakowanie: No i tak: Mamy do wyboru albo kupić sobie wkład w blisterku, ja taki mam, albo całą szkatułkę.

Blister: metelowy krążek z pudrem w środku został umieszony w zamykanym plastikowym blistrze, jak dla mnie to takim wielorazowego użytku. Ma jakby zatrzask dzięki czemu można go spokojnie przenosić i ogólnie całość wykonana jest dość porządnie. Jak już pisałam trzymam go w kosmetyczce, a w niej różne rzeczy się dzieją i opakowanie ciągle jest nienaruszone, nic mi nie pękło, nic się nie wysypuje. Do tego jeśli chcemy sobie przenieść zawartość nie musimy się męczyć i nic wydłubywać. Po bokach wyżłobiono dwa miejsca na palce, pyk i wkład wyciągnięty. Lubię takie szczegóły, drobnostka, a ułatwia życie i pokazuje, że producent myśli.


Szkatułka: Wiem, że sporo z Was ma po prostu paletki magnetyczne i z głowy :) Jeśli jednak ktoś chce zaznać pełni elegancji może sobie machnąć taką lansiarską, drewnianą (?) z lusterkiem. Szkoda tylko, że trzeba kupować odrazu takie duże, mniejsze są jedynie do cieni. Przydałoby się jeszcze coś do pojedynczego różu czy pudru.

Jaki w słonku jest delikatny :)

No i bardziej opłaca się kupować szkatułki z uzupełnieniem (81,60zł) niż oddzielnie (60,52zł), podliczając koszty pojedynczych cieni i gdyby zamiast pudru prasowanego (ok10zł) włożyć puder i róż spiekany (po ok 20zł) wychodzi aż 60zł taniej, całkiem sporo.

żródło
Cena: 12g / 10,13zł dziwaczne mają tu te groszowe końcówki :P

wtorek, 11 czerwca 2013

O pomadce, która gorzknieje na ustach - Eveline Extra Soft Bio

Brr.. Ta pomadka to jakiś mały koszmarek. Kupiłam ją swego czasu w Biedronce i teraz przeglądając inne wpisy na jej temat, widzę, że jest jej kilka rodzai, a ta konkretna chyba miała wcześniej inne opakowanie, bardzie zwykłe jak dla mnie. Teraz niby pełna profeska, ale zawartość jest gorsza niż z kiosku :/

Opakowanie: Niby takie och i ach, błyszczący kartonik w królewskich barwach, napis: Szwedzka Receptura, ohoho to dopiero będzie dobry produkt. A w środku różowe, zwykłe, ledwo trzymające się kupy (bo kupy nikt nie lubi się trzymać) opakowanie właściwe Hmm widzę tu małą niekonsekwencję.


Działanie: Po pierwszym przejechaniu po dłoni na próbę bardzo fajne, no ale zależy czego się oczekiwało. Pomadka jest dość miękka i błyskawicznie i lekko roztapia się pod wpływem ciepła skóry, sunąc wręcz oleiście. Było widać, że wielkiego z niej nawilżenia i regeneracji nie będzie (i faktycznie nie było), ale pomyślałam, że idealnie sprawdzi się do nabłyszczania ust  pociągniętych szminką. I faktycznie pod tym względem się sprawdziła. Tylko, że to była jej jedyna zaleta. W tej roli sprawowałaby się idelanie, ponieważ dzięki swojej roztopliwości nie scierała koloru z ust, pozostawiając szminkę pod spodem w nienaruszonym stanie.

Nie dało się jej jednak używać gdyż: gorzkniała przeokrutnie! I to bardziej w połączeniu ze szminką niż solo, chociaż solo też dawała sobie z tym radę :/ Pierwsze nałożenie na gołe usta: no ok, ok, taki olejek trochę, pachnie malinową mambą, ale coś spływa do gardła i jakoś tak niesmacznie. Próbuję na szminkę, OOO MATKOOOO co za gorycz na końcu języka, czego ona tak spływa do ust skoro jej nie liżę?! O co chodzi, może weszła w jakąś reakcję ze szminką. Próbuję z inną i z inną, to samo. Próbuję solo to samo, ale o wiele mniej. Robię do niej podchody co kilka dni, może jakaś chora jestem albo co i to moja wina, nie, to samo.


A w duŁpie.

Dałam ją swojemu S. ]:-> ale jakoś nic nie mówi, ja też nic nie mówię, może myśli, że to normalne :P Ale jestem złym człowiekiem :> U niego nawet coś tam działa, ale mu się złamała po 3 razie. Czyli do tego łamliwa bestia.

Odradzam wszystkim.


A, i ona bardzo ładnie pokazuje, co się dzieje z pomadkami po aplikacji i jak ładnie sobie nam migrują do gardła. Innych po prostu nie czujemy, ale jak dla mnie to spływają tak samo. Lepiej jednak inwestować w te bliższe naturze...

A tu skład: nie rozumiem po co w nim tyle barwników (CI) i ogólnie jakiś taki przydługi i mało ciekawy :/ Już moja odbita w nim rączka jest ładniejsza :)


sobota, 8 czerwca 2013

efoxcity - faktycznie wysyła :)

Jakieś półtora miesiąca temu pisałam Wam o nowej współpracy z eFoxCity, podjętej raczej z ciekawości jak to będzie :) Szczerze mówiąc trochę powątpiewałam w to, czy moje kolczyki faktycznie dojdą, ale doszły i bardzo mi się podobają :) Tyle, że musiałam czekać na nie miesiąc, ale zostałam o tym uprzedzona, więc ok. Postanowiłam nawet przedłużyć współpracę, jestem zadowolona z kontaktu mailowego, z jakości tego co dostałam, więc czemu nie :)

Tutaj zdjęcia:




Na żywo wyglądają naprawdę ślicznie :) Noszę je już kilka dni i nie swędzą mnie uszy, a potrafią przy sztucznej biżuterii. Myślałam, że będą kompletnie tandetne i plastikowe, ale są przyjemnie ciężkie, prezentują się elegancko, farba nie złazi :P i bardzo podoba mi się zatyczka, którą zaznaczyłam strzałką na zdjęciu :) Przyjemna dla ucha i wygodna. Ogólnie jestem zadowolona, a tym razem wybiorę sobię branzoletkę, bo upatrzyłam już taką jedną jedyną :D

No tak ogólnie sklepik jest już chyba dość znany. Ha, sklepik, Blair z którą koresponduję nazywa to raczej Chińską Hurtownią, bez ogródek i pierdzielenia :)

Ceny są różne, a rzeczy mają chyba z milion. Znowu się powtórzę, ale gdybym tylko zarabiała w dolarach, to kurczę, brałabym :P W dolarach się opłaca, zamieniać na złotówki trochę mniej, no ale może się komuś spodoba to pokażę kilka przykładów: Miałam tylko podlinkować te 2 działy, ale nie mogę się powstrzymać, spójrzcie na ceny :) Przynajmniej bluzek :>


 $7.89

$8.14

$8.20

$9.99

$11.66

$9.70

$44.24

$36.74

Ale pojechałam :P

Nie chciałam robić kolaży po 3, jak ostatnio, bo prawie nic na nich nie widać. Wiadomo, że to chińszczyzna, ale w sumie jak większość rzeczy u nas, tylko, że w kraju nabijają na to dodatkowe marże i myślimy, że jest fajnie. No i wiadomo, są rzeczy bardziej i mniej chińskie, ale tutaj jeśli jakość jest taka jak w przypadku kolczyków, to nie bałabym się kupić :) No i fajne jest to, że asortyment mają tak ogromny, że absolutnie każdy znajdzie coś dla siebie. Dobra, wyłączam się, bo mi znowu smutno, że nia mam złotej karty i nie mogę robić zakupów kontenerami :P



wtorek, 4 czerwca 2013

TRAVALO - mi przecieka :/

Wrr.. Chyba nie mam szczęścia do tego produktu. Teoretycznie Travalo to fajny gadżet, gdzie nie czytam to opinie pozytywne, nie wiem w takim razie czemu ja mam z nim tyle kłopotów.


Tak w teorii, to eleganckie maleństwo do przelewania perfum, aluminiowe, leciutkie, dostępne w różnych kształtach i kolorach, nawet etui sprzedają, ogólnie biznes dość drogi, ale jakże rewolucyjny. Mamy ulubione perfumy, psikane, nie chcemy ich nosić w torebce bo za ciężkie, to kupujemy taki pojemniczek, przepsikujemy do niego kilka ml i możemy ruszać w świat. Wszystko fajnie. W teorii.


Podejścia były 2. Za pierwszym razem praktycznie od razu po kilku psiknięciach poszła mi uszczelka. Produkt zagraniczny, ale reklamacja przebiegła wzorowo KLIK, aż byłam w szoku, że tak szybko i bez problemu.

Ekstra, po 10 dniach dostałam nowy egzemplarz i.. dupa, bo sytuacja jest identyczna, tyle, że teraz przecieka chociaż uszczelka cała :/ Nie wiem o co chodzi, nie robię nic na siłę, próbowałam już chyba pod każdym kątem i ze wszystkimi perfumami w domu.

Tu znajduje się cała tajemnica mechanizmu.
Dół atomizera kryje uszczelkę z dziurką.

Zdejmujemy korek z perfum i przykładamy wypustkę do uszczelki

Pompujemy sobie, a perfumy powinny przepsikiwać się do atomizera bez przeciekania, bez marnowania, ogólnie kilka sekund i czysta robota

Mi jednak więcej cieknie po palcach niż do fiolki. No ale dobra, po męczarni i połowie wylanych perfum coś mi się udało napełnić. Tutaj jednak drugi zgrzyt. Mimo, że atomizer bardzo wygodnie leży w dłoni, nasiska się go ciężko, muszę wręcz używać do tego kciuka i zamiast rozpylać delikatną chmurkę sika perfumami i również cieknie mi po palcach. Może co trzecie psiknięcie jednak ta chmurka wydobywa się jak trzeba, mam więc mały smaczek tego jak to całe eleganckie i drogie ustrojstwo powinno działać. 

Noszz kurdę!!!

A miało być tak ekstra. Ogólnie refiller prezentuje się świetnie. Wygląda ładnie i ze smakiem, bez problemu mieści się w torebce, w sumie nawet w kieszeni. Można go zabierać do samolotu. Podobno jego pojemność 4ml wystarcza na ok 50 psiknięć. Poddałam go próbie i ostro nosiłam na dnie swojej wypełnionej klamotami torby i nie ma na nim ani jednej ryski.


Tylko co z tego skoro nie da się go używać? :( 

Teraz mam 2 identyczne atomizery, z którymie nie mam co zrobić, a wyrzucić szkoda.

Koszt takiego cudeńka to - 40/50zł



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...