Obserwatorzy

poniedziałek, 25 listopada 2013

Indyjska Pasta do zębów z Neem - Dabur

O moim kolejnym kroku oddalającym mnie od produktów chemicznych i drogeryjnych pisałam w przed poprzednim poście. Tym razem porzuciłam domestosowe, wyżarające, pasty, pędzone na chemii i ten właśnie krok był milowym w moim życiu. Ogólnie naturalna pielęgnacja szalenie mi służy, nie tylko ze względu większego bezpieczeństwa, ale zwyczajnie takie produkty sprawują się u mnie o niebo lepiej. Wiem, że nie u wszystkich tak jest, niektórym chemia służy lepiej. Mi nie i bardzo się cieszę, że nie muszę na niej polegać :)

A naturalne pasty to już dla mojej problematycznej szczęki bezapelacyjny dar z niebios. Co mnie dręczyło można poczytać TU

Dzisiejsza pasta również rozwiązuje moje problemy, jednak będzie odpowiedniejsza dla osób, które jednak potrzebują czegoś mocniejszego, orzeźwiającego kopa i hektolitrów piany.

Chociaż do Dabura trzeba się przyzwyczajać jeszcze dłużej, bo w pierwszym kontakcie jest o wiele nieprzyjemniejsza niż ta z Lavery. Niestety, to może odstraszać, ale warto przezwyciężyć wielkie fuuj wychodzące z głębi gardła, ponownie otworzyć umysł, a najlepiej wcześniej przeczytać moją pochlebną recenzję i wytrwać. A później cieszyć się lepszym życiem :D

Czemu jest taka fuuj: Pomijając przypominający smarki, niestandardowy kolor:


 chociaż jak najbardziej ziołowy; i uspokajający naszą czujność standardowy zapach, zwyczajnej, ziołowej pasty, mamy SMAK. Poprzedniczka była słona. Ta smakuje jak mydliny z perfum. Coś obrzydliwego, pierwsze 2 dni z nią były ciężkie. Już miałam ochotę odstawić ją w wieczne zapomnienie i poczekać aż się przeterminuje, żeby wyrzucić bez wyrzutów sumienia, bo nawet nie miałam co próbować jej komuś oddać. Nikt z moich ":chemicznych" znajomych nie miałby motywacji żeby się z nią męczyć. Na szczęście ja wykrzesałam uwalone mydlinami resztki swojej i wytrwałam tych kilka dni. Było ciężko, ale to prawda, że człowiek przyzwyczai się do wszystkiego, a do zmiany smaków już całkiem. Inaczej w życiu nie zeszłabym z dwóch łyżeczek do jednej, przy słodzeniu herbaty :P

I chociaż ten okropny posmak czułam jeszcze z pół godziny po wypłukaniu ust, po tygodniu przestałam zwracać na niego uwagę i w sumie można uznać, że teoretycznie zniknął. Lepiej jednak nie robić sobie przerw, kiedy już wypracuje się taki etap :P No chyba, że ktoś jest totalnym wariatem i mu akurat przypasuje. Zdarzają się tacy ludzie :>


Czemu warto fuuj przezwyciężyć: Jeśli pasta z Lavery okaże się w czyimś odczuciu zbyt delikatna, ta powinna być czymś pośrodku między tamtą a tymi drogeryjnymi. I nadal bez podejrzewanego o szkodliwość fluoru. Niestety z SLS i to jest jej jedyny minus. Stąd te niebotyczne ilości piany. Na szczęście dalej mamy kupę ziołowych ekstraktów i nie mamy sztucznych barwników i konserwantów, więc honor uratowany.

Doczyszcza świetnie, nie podrażnia, nie wysusza okolic ust, a po myciu nie mam w buzi kapcia, jedynie ten obrzydliwy posmak :) I co najważniejsze, moje stany zapalne nadal są utrzymywane  w ryzach, czego nie doświadczałam przy zwykłych pastach.

No i wydajność. Przy takim wskaźniku pienienia, do mycia wystarczy mi mała kropelka wielkości ziarunia groszeczka. Nie wiem więc, kiedy mi się skończy :P


Cena: 12zł/100ml

34 komentarze:

  1. fuuuuj ja bym nią nie myła dx
    pasta musi smakować!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wolę chyba pozostać przy chemicznej paście :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie pasta musi być mocno miętowa... no taka świeża ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. mi pasta musi smakować, ale nie może być za ostra ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja lubię elmexy ;) wydają się w miare zdrowe ;D Tą musiałabym wypróbować nim kupię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam ani firmy ani produktu,ale lubię ziołowe pasty do zębów :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może i zdrowsza, może i lepsza dla ząbków, ale kurde, ja bym chyba nie przeżyła jednak tego fuuuuj, mimo, iż przeczytałam, że jednak da się :P

    Ps. Też walczę z ograniczaniem słodzenia. Czasami uda mi się zejść z 2 na 1,5, Chciałabym ograniczyć się do 1, ale ciężko jest :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak czytam komentarze, to chyba jestem jakimś ewenementem, że dałam radę i nie wymiękłam :P

      Ja chciałam się ograniczyć do 0, ale nie ma takiej opcji, nawet się nie oszukuję, trochę stałej słodyczy w życiu jednak musi być :P

      Usuń
  8. chyba bym sie na nia nie pokusila ;) Pasta musi mi smakowac ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie jakoś nie przekonuje...

    Zapraszam do siebie : probkowo.blogspot.com
    U mnie dużo o tym co ZA DARMO można wyrwać z sieci i nie tylko.

    + obserwuję i dodałam do blogrolla ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie słyszałam o tej paście, ale chyba bym się na nią nie zdecydowała ;)
    pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Teraz sobie przypomniałam, że miałam taką pastę tyle że w pomarańczowym opakowaniu. Chyba jakaś anyżkowa była ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze wiedzieć!

    Ostatnio odkryłam naturalne pasty i jestem zachwycona!

    Własnie sobie kliknęłam 2 kolejne, ale tej jeszcze nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest przepaść między nimi a tymi zwykłymi prawda? :)

      Usuń
  13. Jeśli dbałaby o moje zęby to bym jakoś przezwyciężyła ten dziwny smak :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Testowałam ją, smak ma nie ciekawy ale jest fajna.

    OdpowiedzUsuń
  15. Straight to the point and well written, thank you for the information
    for mac online games

    OdpowiedzUsuń
  16. Nigdy jej nie testowałam ...może kiedyś wypróbuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. ojjj ciężko by było ze mną żeby się przestawić.. No ale skoro ja z 2 łyżeczek cukru w herbacie zeszłam do zera to już tym bardziej powinno mi to się JAKOŚ udać ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. "Pasta musi smakować" a czy pasta jest do jedzenia, że musi smakować?.
    Używam Dabur Neem od 4 lat, z daleka trzymam się od past chemicznych i z fluorem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Miałam ją i też mi nie smakowała :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Smakowanie, smakowaniem byleby była skuteczna :)

    OdpowiedzUsuń
  21. przy kazdej pascie do zebow wystarczy mala kropelka pasty wielkosci groszku

    OdpowiedzUsuń
  22. Spróbujcie ajony bez fluoru - ja uważam, że jest całkowicie inna, widzę jakie wywołała u mnie zmiany. Zaczęłam będąc w ciąży, później okazało się, że ma fajny wpływ na moje zęby. I zadowalający efekt - uzyskany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo nie słyszałam o niej jeszcze, gdzie ją można dostać?

      Usuń
  23. Ciekawa sprawa z ta pastą do zębów, fajnie że jest taka wydajna, musze spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Fajny blog! Zaciekawiłaś mnie tą pastą, ale sama nie wiem, bo z jednej strony chciałabym spróbować,a z drugiej nie wiem czy udałoby mi się po pierwsze przełamać a po drugie wytrwać przy takiej paście. Stosowałam już maski na ciało z nieprzyjemnie pachnących liofilizowanych alg, na twarz się odważyłam. Muszę to przemyśleć

    OdpowiedzUsuń
  25. A mi ten smak się podoba, od zawsze szukałam takiej odświeżającej pasty, używam jej od kilku lat, próbuję innych i zawsze wracam do tej. Śmieszy mnie to wasze oburzenie i nazywanie obrzydliwą. Ma właśnie fajny ziołowy smak i mega czyści.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ciężko jest znaleźć produkt idealny dla siebie, a szczególnie to się tyczy kremów do twarzy :/

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę z każego komentarza i czytam je wszystkie :)

Na pytania odpowiadam na swoim blogu pod danym pytaniem, aby również inni mogli poznać odpowiedź.

Nie musicie zapraszać mnie do siebie, zaglądam do każdego komentującego i bez tego :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...