"Masło shea pielęgnuje, odżywia i nawilża skórę. Przyśpiesza regenerację ranek, uszkodzeń, minimalizuje swędzenie i objawy alergii skórnych. Działa także odmładzająco i poprawia warstwę ochronną ciała
Posiada lekki filtr 3 – 4 SPF (UVB), dzięki czemu chroni skórę i zabezpiecza przed poparzeniami słonecznymi, jak również działaniem wolnych rodników.
Shea to również zbiorowisko wielu witamin: E chroniącej skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, prowitaminy A (retinolu), która pobudza skórę do wytwarzania większej ilości kolagenu, co wspomaga przeciwdziałanie starzeniu się skóry
kwasy tłuszczowe, zawarte w maśle są bardzo dobrze tolerowane przez skórę i nie uczulają. Ich skład jest niemal identyczny, jak skład kwasów tłuszczowych, znajdujących się w warstwie rogowej ludzkiego naskórka.
Skuteczniej nawilża i chroni delikatną skórę dziecka.
Niealergizujące działanie masła Karite sprawia, że jest on świetnym rozwiązaniem również dla osób z AZS, czyli atopowym zapaleniem skóry – łagodzi, natłuszcza i nie wywołuje podrażnień.
Kosmetyki z masłoszem mogą być również niezwykle pomocne w przypadku problemów z trądzikiem czy łojotokowym zapaleniem skóry. Bez żadnych ograniczeń kremy z masłem shea mogą również stosować osoby o skórze tłustej, bez obaw o zatykanie porów, które nie pozwolą skórze na swobodne oddychanie. Konsystencja kremów z Karite oraz ich skład, skutecznie bowiem zapobiegają zatykaniu się porów.
Z jego działania na pewno będą też zadowolone kobiety w ciąży. Nie ma lepszego kosmetyku na rozstępy niż masło Shea – zdradza kosmetolog z Salonu Urody Dermatica. – Niweluje zaczerwienia, powstałe w wyniku rozciągania się skóry i wzmacnia je, dzięki czemu skóra staje się odporniejsza i mniej podatna na rozciąganie, związane z przyrostem masy ciała" [źródło1, źródło 2]
Ja niestety nie posiadam czystego masła, zaopatrzyłam się za to w balsam sprzedawany na wagę w pobliskiej Mydlarni. Zawartość masła to 80%, więc i tak jest bardzo dobrze, a do tego ma piękny kolor i świerzy zapach, a to znacznie umila mi stosowanie. Zapłaciłam jakieś 15zł za 100 g i domyślam się, że masło było rafinowane, ale nieszkodzi. Nawet takie, sprawdziło się świetnie.
Na początku miałam nawilżać nim przesuszone dłonie i stopy, a nawet całe ciało po peelingu, ale okazało się, że tłusta, niewchłaniająca się warstewka jest dla mnie uciążliwością nie do pokonania :) Strasznie nie lubię się lepić.
Na Twarz:
Żadne nowe krostki się nie pojawiły, a co więcej, buzia wręcz uspokoiła się pod tym względem. Od nadejścia zimy miałam zwiększony wysyp nieprzyjaciół, nawet mimo stosowania OCM. Nie do końca potrafię stwierdzić czemu tak się działo, ale najważniejsze, że sytuacja już opanowana :) Tak więc, nie tylko nie wysypało mnie bardziej, ale na dodatek wysyp znacznie się zmniejszył, a zaczerwienienia po pokonanych nieznacznie zbladły.
Nie odstawiałabym go za nic, ale znalazłam coś jeszcze lepszego (a myślałam, że lepiej się już nie da) i moja buzia wygląda jeszcze gładziej niż przed zimą :) Ale o tym w innym poście.
Na włosy:
Tak więc został mi kawał balsamu, który jak się okazało, jest również szalenie wydajny, więc zaczęłam kombinować jak by go tu inaczej zużyć. Do peelingu trochę szkoda, aż wyczytałam, że można na włosy jako maskę. No dobra, przełożyłam łyżkę balsamu na spodek, a spodek na kubek z gorącą herbatą i czekałam aż zawartość się rozpuści. Nałożyłam na włosy i.. nigdy więcej. Przynajmniej w takiej formie. Rozpuszczony balsam na włosach natychmiastowo przybierał na powrót konsystencję stałą. Wyglądało trochę jakbym próbowała nałożyć na nie rozpuszczony wosk ze świecy. Męczarnia, ale jakoś się udało. Wszystko pod czepek na godzinę i do mycia. Tu męczarnia numer 2. Musiałam myć włosy 3 razy, a i tak po wysuszeniu okazało się, że zostały jeszcze niedomyte i lepące się miejsca.
Włosy jednak rzeczywiście były miększe i bardziej mięsiste niż po niejednym oleju. Drugim razem spróbuję więc zmieszać masło właśnie z jakimś olejem, to powinno znacznie ułatwić całą sprawę. Cóż, uczymy się na błędach, ale najlepiej nie na swoich ;)
Znalazłam jednak na nie jeszcze jeden sposób. W dni kiedy nie olejuję włosów, nabieram trochę balsamu na palce, rozpuszczam go w nich i wcieram w końce włosów, aby je zabezpieczyć przed szamponem. W tej sytuacji baslasm sprawdza się znakomicie, nie mam najmniejszych problemów z domyciem go, a moje końcówki stały się o wiele mniej łamliwe i bardziej nawilżone. Może być to pewną alternatywą dla metody OMO
Tak więc polecam wypróbować i znajdywać jeszcze lepsze zastosowania :)
Dla ciekawych, tak dla przykładu wygląda taki balsam w całości:
ciekawe :) chętnie wypróbowałabym go na włoskach :)
OdpowiedzUsuńNa włosach jest super. O ile nie zrobi się takiej głupoty jak ja :D
UsuńTez mam masło w domu - jest bardzo wydajne , mam je juz ponad 2 miesiące
OdpowiedzUsuńJest i to aż za :) Kupiłam zadowolona 100g i nie wiem na co liczyłam, że kiedy je zużyję... Trzymam w lodówce żeby dłużej postało. Ku uciesze domowników. Śmieją się ze mnie i pytają czy mogą na kanapki :P
Usuńteż lubię balsam na wagę :))
OdpowiedzUsuńb kuszace :)
OdpowiedzUsuńWidziałam kiedyś takie balsamy w mydlarni ale kompletnie mnie nie skusiły. Może kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńWypróbuj :) Dobre jest to, że przynajmniej można kupić tyle ile się chce, a nie cały słoiczek.
UsuńJa chodziłam koło nich długo, ale wydawały mi się za ciężkie i czekałam do zimy :) No i z racji tego, nie będą dla wszystkich, a szkoda, bo działanie mają faktycznie porządne.
koniecznie muszę w końcu zamówić to masełko ;) i pisz szybko, co tak dobrze podziałało na twoją cerę, bo już się nie mogę doczekać ;p
OdpowiedzUsuńNormalnie wzięło mi Twój komentarz jako spam :| Dobrze, że sprawdzam je na poczcie, bo by przepadł.
UsuńZamawiaj, zamawiaj, jeśli nie boisz się tłuścioszka :> To nie będę przedłużać i napiszę w następnej notce :)
zostałaś otagowana :)
OdpowiedzUsuńhttp://pacyfikatorka.blogspot.com/2013/01/kapsuki-rival-de-loop-bonus.html
jestem fanka takich masełek karite na wage, tylko przy zakupie przezywam horror przy eliminacji zapachow, bo najchetniej kupilabym wszystkie ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt zapachy mają nieziemskie i takie.. nie sztuczne :D Aż niektóre by się jadło :P
UsuńTo może trzeba prosić po 10g z każdego xP
ale bym przetstowała u siebie:DDDDD
OdpowiedzUsuńJa stosuję czyste masło karite i bardzo je lubię.
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych naturalnych kosmetyków.
Przynajmniej wiadomo, że skóra faktycznie dostaje coś dobrego. A nie silikon z zapełniaczem + zapach :)
UsuńŚwietny blog! Obserwuję i zapraszam do mnie...
OdpowiedzUsuńMuszę namierzyć masło w tej postaci, bo do te pory spotkałam się jedynie z 'gotowym' w balsamach, babeczkach do kąpieli i tego typu produktach :D
OdpowiedzUsuńWięc jeśli one Ci służyły to tym bardziej takie w czystszej postaci ma szanse stać się małym hitem :] No i ilość masła w maśle jest już porządna, a nie kilka % :P
Usuńposzperam, ale myślę, że rozsądniej byłoby najpierw pozbyć się zapasów balsamowych i masłowych :) oby zakupoholizm w tym wypadku mnie nie zagiął :P
UsuńNie, no ja absolutnie nie namawiam do podtrzymywania nałogu :> (Namawiam, namawiam, nie chcę być sama :P)
Usuńwyglada zachecajacąco;)
OdpowiedzUsuńTakiego cuda to jeszcze nie widziałam.
OdpowiedzUsuńPiękny, żółty kolor :)
OdpowiedzUsuń