Obserwatorzy

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Mydło glicerynowe - odcięte z bloku

Niedawno odwiedziłam Mydlarnię w swoim mieście w celu zakupienia naturalnego mydełka do twarzy, żebym miała coś zamiennego do OCM, które stosuję. Niestety aż tak naturalnych w asortymencie nie było, przyjrzałam się więc bliżej kolorowym blokom mydełek glicerynowych :) 

Podpytałam trochę i dowiedziałam się, że takie niestety do twarzy raczej się nie nadają, bo mydła glicerynowe zawierają w składzie oprócz drogocennych olejków także alkohol (dzięki temu są charakterystycznie przezroczyste). Oczywiście każdy jest inny i pewnie znajdą się osoby, którym akurat będą dobrze służyły, ja jednak wolę unikać.

Jednak nie można odmówić im pięknych zapachów i jeszcze lepszego wyglądu, kto widział w Mydlarniach półki z kilku-kilogramowymi blokami mydeł ten wie :> Poprosiłam więc o odcięcie kawałka mleczno-cytrynowego. Nie pamiętam już jakie olejki w sobie zawiera, wyjątkowo nie dostałam kartonika ze składem i właściwościami i nawet nie pomyślałam żeby się uponieć.



  • mydła glicerynowe mają to do siebie, że bardzo szybko się rozpuszczają, a jeszcze szybciej kończą. Z tego powodu trzeba uważać na warunki ich przechowywania, absolutnie nie mogą stać w wodzie i zamakać, bo zwyczajnie nic nam z nich w krótkim czasie nie zostanie
  • z powodu małej wydajności trudno wprowadzić je na stałe do pielęgnacji, 100 gramowa kostka wystarcza mi na ok 2,5-3 tyg, mojemu TZ na tydzień ( dlatego, że jest większy, żeby nie było, że on się myje a ja nie :] )
  • wydajność wzrasta, jeśli smarujemy mydłem gąbkę i to nią się myjemy. Wtedy też pojawia się większa piana. Przy stosowaniu bezpośrednio na skórę, schodzi go więcej, i w sumie jest mało wygodnie, bo mydła glicerynowe są diabelnie śliskie :)
  • moja żółta kostka mimo obecności alkoholu nie wysuszała mnie, ale czuć było po myciu charakterystyczny jak po mydle opór na skórze, coś jak skrzypienie zbyt dobrze odtłuszczonych włosów. Nawilżać też nie nawilżała, można powiedzieć, że było neutralanie. Dość, że na siłę nie musiałam balsamować się po myciu. Ale co ciekawe tylko wtedy, kiedy używałam jej na gąbce. Przy myciu bezpośrednio kostką na ciało, balam był konieczny. Hmm.. 
  • zapach: naturalny i intensywny, przed zakupem warto się wwąchać, żeby wybrać odpowiedni. Trzymałam mydło w szafce, i cała nim pachniała. Nie chciałabym żeby działo się tak z zapachem, którego nie toleruję.
  • zapach z chwilą wytworzenia piany znika. Inaczej - piana już wcale nie pachnie. Skóra po spłukaniu też nie pachnie. Jednak to zależy od wersji, wcześniej miałam "morskie" i pachniało długo po myciu.
  • Cena 10zł za 100g

Dla mnie takie glicerynowe mydełka są fajną ciekawostką od czasu do czasu, ładnie zapakowane nadaja się na drobny upominek, jednak mimo pielęgnacyjnych dodatków, które mogą ale nie muszą zawierać, daleko im do "prawdziwych" naturalnych i ręcznie robionych mydeł z solidną dawką olei.





Wygrana u Glamourki 89 :)

Pierwszy raz udało mi się zwycięsko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to właśnie ja powinnam wygrać :D Jestem z siebie dumna :)

Dostałam od Glamourki tusz, niektórzy może go poznają, uwaga: głównie do rzęs dolnych :) Także od teraz burżuazja pełną parą ^^


piątek, 24 sierpnia 2012

Maska do włosów R&B - LUSH

Ta maska podratowała moje mniemanie o firmie LUSH i w przeciwieństwie do swojego poprzednika działa całkiem przyzwoicie :)

Opis z KWC:
Maska idealna dla suchych, łamiących się włosów z rozdwojonymi końcówkami. R&B nawiązuje tu do "revive and balance". Tropikalne masła i wosk Kandelila nawilżają i utrzymują pod kontrolą puszące się włosy, a mleko z owsa łagodzi suchą skórę głowy.

Skład: Oat Milk (Avena sativa), Glycerine, Organic Avocado Butter (Persea gratissima), Fair for Life Olive Oil, Glyceryl Stearate & PEG 100 Stearate, Perfume, Extra Virgin Coconut Oil (Cocos nucifera), Organic Cold Pressed Jojoba Oil (Simmondsia chinensis), Bay Oil (Pimenta racemosa), Orange Blossom Absolute (Citrus aurantium amara), Jasmine Absolute (Jasminum grandiflorum), Cupuacu Butter (Theobroma grandiflorum), Candelilla Wax (Euphorbia cerifera), Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Benzyl Salicylate, Eugenol, Geraniol, Isoeugenol, Benzyl Benzoate, Farnesol, Limonene, Linalool"



Jak widać po składzie, to ogromna bomba olejowa :) Z tą suchą skórą głowy przesadzili, bo maska jest tak treściwa, że nakładam ją dopiero od ucha w dół. Inaczej łatwo o obciążenie i wywołanie szybkiego przetłuszczenia włosów. Najlepiej sprawdzała się, kiedy nakładałam ją na suche włosy na 30-50 min, przed myciem i rozczesywałam dużym grzebieniem.  
  • konsystencja: gęsta, maślana; łatwo nabiera się z opakowania, nie spływa z włosów 
  • zapach: BARDZO inensywny; to kwestia gustu, ale mi się okropnie nie podoba. Stanowi to nie lada problem, gdyż zapach pozostaje mocno wyczuwalny nawet po umyciu i wysuszeniu włosów. Utzrymuje się tak przez 1-2 dni. 
  • wydajność: 90 ml opakowanie wystarczyło mi na ok 8 użyć ( mam włosy poza łopatki )
  • zmywanie: nie mam z tym najmniejszego problemu, moje szampony dobrze sobie z nią radzą. Oczywiście chodzi mi o 2 krotne "namydlanie". Używam po niej lekkiej odżywki, żeby nie obciążać dodatkowo włosów. I nie ma opcji, żeby używać jej po myciu jak większość masek i spłukiwać samą wodą. Spróbowałam tak a po wysuszeniu musiałam myć głowę drugi raz bo wyglądałam jak po olejowaniu :)
  • działanie: Bardzo dobre. Włosy są wyczuwalnie nawilżone, a skręt podkreślony już po 1 użyciu. Ogólnie, maska jest polecana głównie kręconowłosym. Tylko jak pisałam wcześniej, trzeba trafić z ilością żeby nie przedobrzyć i nie zatłuścić włosów. Niektórzy używają jej tylko na same końcówki jako preparat ratunkowy, albo głównie w okresie letnim przy mocnych przesuszeniach :)

Jeśli wytrzymacie zapach, to zdecydowanie polecam :)  Mi on jednak utrudnia przebywanie z moim TŻ, bo kiedy widzę jego nieszczęsną minę i zielonkawy odcień twarzy to z litośći odsuwam się na drugi koniec pokoju... :) Tak więc maski używam tylko kiedy się nie widzimy, co w sumie bardzo wydłuża wydajność :P


czwartek, 23 sierpnia 2012

Tagi + odpowiedź konkursowa :P

Nastąpił zmasowany (jak dla mnie) Tag - Atak i dostałam z dwóch stron :P No jak nic los ostatnio nie chce czytać moich recenzji :)

No to kontratakuję :> Pierwsza kula poleciała od Damskiej Kosmetyczki.

TAG: 7 prawd o mnie


- należy napisać 7 prawd o sobie
- otagować kolejne 10 osób



1. Kupuję kolorowe cienie do powiek i inne takie ekstrawagancje do oczu, a później nie chce mi się kombinować rano i maluję się jak zwykle "na brązowo".
2. Mam tak słomiany zapał do wszystkiego, że aż się dziwię iż nie uległam jeszcze samozapłonowi.
3. Egzystuję w nocy. Najlepiej mi się myśli i pracuje między godziną 1 a 3.
4. Kiedy oglądam bajki zachowuję się jak dziecko, piszczę i cieszę się tymi tandetnymi i przewidywalnymi gagami :D
5. Oglądam bajki xP
6. Wolę piec ciasta niż gotować i nie lubię robić tego samego przepisu 2 razy, wolę wypróbowywać coś nowego. 
7. Jako mała dziewczynką marzyłam, że będę astronautą :)

TAG Moje sekrety od Jessie 

1. Każda oznaczona osoba musi opowiedzieć 5 faktów o sobie
i zamieścić je na na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz przynajmniej 10 nowych osób do tagu.
3. Wymień w swoim poście osoby,
które otagowałaś i napisz kto otagował Ciebie.
4. Nie oznaczaj ponownie osób, które są już oznakowane.
5. Dodaj baner zabawy (wyżej).

To samo co wyżęj więc kontynuuję :]

1. Mam manię na punkcie wykańczania i zużywania, a później wyrzucania. Czerpię większą przyjemność z faktu, że coś ZUżywam niż że Używam. Ma to dla mnie charakter oczyszczający, tak jakbym pozbywała się balastu ze swojego życia. Jednocześnie uwielbiam nabywać nowe rzeczy do zużywania, koło musi się kręcić :)
2. Od wielu lat noszę okulary, ale jeśli wyobrażam sobie sama siebię, to nigdy ich w tych wizjach nie mam :)
3. Nadaję zwierzętom głupie imiona (jak dla zwierząt) typu: Zbigniew.
4. Wolę zimę od wiosny :P
5. Mój TŻ jest jedynym człowiekiem, który może dotknąć mojej szyi bez wywoływania u mnie śmiechu w konwulsjach :P

Nie taguję nikogo konkretnego, bo tagi krążą już dość długo a ja mam pecha do tagowania już stagowanych osób, więc jeśli macie ochotę to po prostu czujcie się otagowane i piszcie :)

................................................................................................................................................................. 

Pod poprzednią notką pojawiło się pytanie: Co napisałam w konkursie? Wkleję Wam, ale się nie śmiejcie :> Tzn śmiejcie się, ale nie ze mnie, bo mam tremę :P OK:

Co dla mnie oznacza zwrot "pielęgnacja naturalna"?

Oznacza to dla mnie nie obdzieranie Matki Chemii z jej drogocennych skarbów i pozwolenie tym biednym Panom i Paniom w maseczkach i białych fartuchach w labolatoriach na odpoczynek ( nie to żebym pozbawiała ich pracy ). W praktyce wygląda to tak, że buszuję po Internetach, a potem po szafkach w kuchni, ograniczając wizyty w drogerii do słowa: rzadziej. No bo okazuje się, że w kuchni przeważnie mam wszystko co do naturalnej pielęgnacji mi potrzebne :)

I tak np. po myciu głowy spłukuję ja wodą z odrobiną octu jabłkowego, twarz myję mieszaniną olei, a na ciało przygotowuję sobie peeling z cukru, kawy i płatków owsianych. Sól do stóp również sama sobie przygotowuję przy pomocy barwnika spożywczego i aromatu również spożywczego. Dowewnętrznie stosuję warzywka z własnej działki i ziołowe herbatki samo-zbierane :) Ogólnie jeśli chodzi o maseczki to na twarz nakładałam już chyba wszystko co jadalne. Bywało, że domownicy chowali przede mną obiad kiedy tylko moja twarz niespodziewanie pojawiała się w kuchni, żebym czasem równie niespodziewanie nie wsadziła im jej w talerze. Co się raz zdarzyło, ale to był wypadek, bo się potknęłam, więc nie rozumiem tego zamieszania :)

Mam nadzieję, że kilka przepisów Ci się przyda i ich jeszcze nie znałaś. Oczywiście tego z potknięciem nie stosuj, chyba że bardzo lubisz. Jeśli jednak chcesz to Ci go napiszę. Brzmi tak: 1 para nóg, 1 twarz (to musi być w komplecie), 1 kuchnia ( chociaż można stosować coś innego jeśli akurat nie masz ), 1 niczego nieświadomy domownik, 1 porcja obiadu, 1 stół. Wykonanie: Łączysz wszystko razem zaczynając od kuchni, najlepiej żeby było w temperaturze pokojowej, bo można się poparzyć i nabawić zaczerwienienia zamiast pięknej cery. Ewentualnie można się też spocić co również nie jest oczekiwanym efektem. Tak więc od połączenia składników najlepiej odczekać 10 min aż obiad wystygnie, ale tak żeby jeszcze nie został zjedzony. Po tym czasie wchodzisz do kuchni i uwaga: trudny manewr-łączysz lewą nogę z prawą, owijasz je wokół siebie, twarzą celujesz centralnie w talerz, najlepiej w ziemniaki jak są, bo miękkie, i spadasz. Teraz pozostaje jedynie się zreleksować i chłonąć drogocenne witaminy :D

Jeśli wytrwałaś do tego momentu to gratuluję :) Właśnie wygrałaś :D Ogromną satysfakcję i stopień uodpornienia na farmazony :) A tak na poważnie wiele osób uważa, że naturalna pielęgnacją to chwilowa moda, wczytywanie się w składy kosmetyków to nadgroliwość, a samodzielne przygotowywanie mieszanek to fanaberia. Ja się z tym nie zgadzam. Wiem jak reaguje moja cera po naturalnych środkach, wiem też jak firmy kosmetyczne nabijają nas w butelkę. Napiszę tak: z każdej strony atakuje nas chemia, więc jeśli mogę ją ograniczyć to mam zamiar to robić. Skóra wchłania wiele szkodliwych rzeczy, których nie powinna, większość z nich odkłada się w organizmie co rzutuje na nasze samopoczucie. Nie chcę sama siebie regularnie podtruwać, a w przyszłości swojej rodziny, więc już teraz naturalna pielęgnacja to jeden z wielu kroków do poprawy mojego komfortu. Myślę, że warto.


 


środa, 22 sierpnia 2012

Wygrana u SexiChic :)

Niedawno wygrałam fajną paczuszkę u SexiChic :) Zadanie konkursowe  zapytywało co oznacza dla mnie pielęgnacja naturalna. Swoją odpowiedzią ponoć na tyle rozbawiłam autorkę (swoją drogą dziwię się, że chciało jej się czytać to wszystko :P ), że zostałam mianowana zwyciężczynią :D No to jestem :] Tzn jest paczuszka, która właśnie do mnie dotarła :)

Sexi: jeśli to czytasz to jeszcze raz przepraszam za ilość tekstu i dziękuję za przemiły liścik :] A przesyłkę zabezpieczyłaś na 6+ :D


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Współpraca z eKobieca.pl

Niedawno nawiązałam współpracę z drogerią internetową eKobieca.pl a dzisiaj rano zapukał do mnie listonosz i przyniósł paczuszkę:


A w środku były:


Tusz Max Factor - Lash Intension Effect
i Balsam do ust polskiej firmy Verona

Nie mogłam się powstrzymać i oba poszły w ruch, wstępnie jestem bardzo zadowolona :)

A dla Was mam kod rabatowy 5 % zniżki na asortyment sklepu: 5PROCXYZ
:)


sobota, 18 sierpnia 2012

Lakiery Safari i Sweety - QUIZ

Lakiery Safari są już chyba większości z Was znane ;) Wg producenta: "Nie zawierają szkodliwego toluenu, formaldehydu i dibuthylphtalate." Po okrągłej cenie 3,68 zł bałam się szkodliwego bubla, jednak nie znalazłam żadnych minusów. Kolor trzyma się bardzo długo, u mnie od 5 do 7 dni jak przy dobrych lakierach. Nie straszne mu żadne czynności domowe i ogrodnicze, a był testowany w prawdziwie ekstremalnych warunkach.


Bardzo dobra pigmentacja, wystarczą 2 warstwy. Schnie całkiem szybko i odrazu "na twardo". Nie ma żadnego odciskania śladów po 3 godzinach. Świeci się bardzo ładnie. Spytacie jak to świeci? Przecież to normalne. Otóż nie, zdarzały mi się koszmarki, które wyglądały jakbym pomazała paznokcie markerem. Nie bąbluje, ogólnie porządny lakier. Na stronie producenta mamy do wyboru ok 70 kolorów. Myślę, że za taką cenę można się obkupić :)



A tu Lakier Sweety. Trochę się zdziwiłam przy otwieraniu paczki, bo jeszcze nie spotkałam lakieru w plastikowym flakoniku. Nie wiem czy opisywać jak wiąże się z tym użytkowanie, bo tego typu lakierów nie ma aktualnie w sprzedaży i podejrzewam, że jest to po prostu jakaś wersja testowa. Opakowanie nie jest niczym oznaczone, tylko dwoma napisami: "Quiz Sweety" i "Pink" :)


Mam nadzieję, że to naprawdę nowy produkt, który niedługo wprowadzą, ponieważ różni się od Safari tylko jednym: o wiele szybciej schnie. Tak więc pełnia szczęścia :)




środa, 15 sierpnia 2012

Maska nawilżająca z zieloną glinką do skóry normlanej i suchej ZIAJA

Pierwsze co rzuca się w oczy to świetny skład. Z resztą same zobaczcie na zdjęciu. Na pierwszy miejscu surowce z ECO-certyfikatem. No to ładnie :)

Maseczka w użyciu jest bardzo przyjemna, łatwo się rozprowadza. Chociaż jest mało wydajna: 1 opakowanie (7ml) wystarcza na pokrycie grubszą warstwą jedynie twarzy, na szyję na pewno już nie zostanie  :). I tak nigdy nie nakładam maseczek na szyję, ale przeważnie 1 saszetka pozwala mi na 2-3 użycia na samą twarz.

  • zapach: bardzo odświeżający, kojarzy mi się z jakąś zieloną rośliną, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć co to.. Mogę za to powiedzieć, że jest zdecydowanie naturalny, nie czuć w nim żadnej chemii.
  • konsystencja: gęsta, kremowa, dobrze się rozprowadza, nie spływa z twarzy.
  • po nałożeniu: lekko chłodzi twarz i podszczypuje uszkodzony naskórek, czyli np. tam gdzie zdrapałam sobie krostkę. 
  • działanie: już podczas zmywania czuć, że skóra jest bardziej miękka. Po wysuszeniu twarz, jest matowa, lekko ściągnięta, nawilżona i gładka w dotyku. Co ciekawe, czuję na niej nadal lekki chłod. Zrobiłam wcześniej peeling, a nie mam żadnego zaczerwienienia. Kolejny plus-można używać przed wyjściem z domu :)
Ogólnie:  Nie znalazłam żadnych minusów. Bardzo przyjemna maseczka do częstego stosowania. Wg producenta 2-3 razy w tygodniu po 10-15 min.

Cena ok 1,50-2,00 zł


Substancje aktywne
OLEJ CANOLA, GLINKA ZIELONA, GLICERYDY KOKOSOWE
Klik żeby powiększyć :)

W rzeczywistości kolor jest o wiele bardziej zielony :)

Zapraszam Was również na rozdanie, w którym też biorę udział :) 


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Moje pomadki z Celii :)

Jak wiecie albo i nie kupiłam sobie niedawno swoją własną Celię. Tak mi się spodobała, że dokupiłam do niej drugą :) W moim mieście jest tylko jedno miejsce, w którym mogę je dostać. Znalazłam je dopiero po długich poszukiwaniach. Swoją drogą małe osiedlowe drogerie, czasami skrywają niezłe perełki.

Tak więc oto moje Pomadki z Kolagenem od Celii :D

- ogromnie podobają mi się opakowania. Ciężkie, błyszczące, eleganckie w kolorze modnego ostatnio różowego złota :) Miła odmiana po wszechobecnych tandetnych plastikach.

- zapach jest dość delikatny, z rodzaju tych świeżych. Nie potrafię go do końca zidentyfikować, dla mnie pachnie drogerią :) Po nałożeniu na usta praktycznie go nie czuć.

- kolor: jak wiadomo ich fenomen polega na transparentności i faktycznie kolor jest delikatny, daje naturalny efekt. Bardzo mi to odpowiada, gdyż do tej pory z ciemniejszych szminek nakładałam tylko odrobinę po czym rozcierałam na ustach, żeby jedynie podkreślich ich kolor. Teraz nie muszę się bawić w takie rzeczy. Jeśli jednak chcemy intensywniejszy odcień, wystarczy maznąć kolejną warstwę :)

- nie podkreślają suchych skórek, są bardzo kremowe przez co faktycznie dają efekt delikatnie błyszczykowy :) I mają kremowy smak :P

- trwałość: zadowalająca. Mogłoby być lepiej, w czasie jedzenia na pewno się nie utrzymają, ale ogólnie nie jest najgorzej. Dla mnie to w sumie plus, uwielbiam często się malować, a super trwałe szminki pozbawiają mnie tej przyjemności :)

Myślę, że to fajna sprawa dla osób, którym nie wystarczają pielęgnacyjne pomadki np od Nivei, a szminki są dla nich zbyt ciężkie. Celia jest szymś po środku :)

Cena: 10zł.

Kolor nr 106

Kolor nr 107


piątek, 10 sierpnia 2012

Wygrana paczka od Tusz i Wanilia :)

Patrzcie i zazdrośćcie ;) Trzech z tych rzeczy kompletnie nie znałam i jestem strasznie ciekawa jak się sprawują :) A smakołyki teleportowała do mnie Tusz i Wanilia. Serio, wczoraj wysłała, a dzisiaj już są. A myślałam, że będę skręcać się w weekend z niecierpliwości :)

Dziękuję :)


czwartek, 9 sierpnia 2012

DIY: domowe pralinki :D (przepis+zdęcia)

Moje foremki z poprzedniego postu nie mogły leżeć bezczynnie, więc szybko poszły w obroty :) Naczytałam się masy przepisów, ale w końcu stworzyłam swój własny :D . Myślę, że jest najprostszy i najbardziej mi odpowiada pod względem smakowym :)

Jeśli któreś z Was zakupiły już foremki, albo zastanawiają się co można w nich np. zrobić, to wstawiam przepis:

Składniki: (ilość na 2 foremki, czyli 30 czekoladek)
  • 1 tabliczka mlecznej czekolady
  • 1 tabliczka białaj czekolady
  • 45 ml mietany 30%
  • herbatniczki Beti z Biedronki (te za 80 gr) 
  • ewentualnie: wiórki kokosowe

- Mleczną czekoladę połamać w kostki i rozpuścić w kąpieli wodnej. Najlepiej w metalowym naczyniu. Trzeba uważać, żeby woda się do niej nie dostała, podobno już najmniejsza ilość może  stworzyć grudki. Nie wiem, u mnie nie wystąpiły :)

- Pędzelkiem wysmarować rozpuszczoną czekoladą brzegi foremek i wstawić do lodówki, żeby stężała. Jeśli robimy na 2 foremki, to stężenie 1 zajmuje akurat tyle czasu, co posmarowanie 2 :) Czynność powtórzyć, aby warstwa czekolady była dość gruba. 

- Rozpuścić w kąpieli wodnej białą czekoladę razem ze śmietanką. Nie martwcie się, jeśli niebardzo chce się Wam rozpuścić i robią się grudki, w końcu wszystko łądnie się połączy. Jeśli lubicie, możacie dodać trochę wiórków kokosowych.

- Pokruszyć 4 herbatniczki i wsypać do foremek

- Zalać masą z białej czekolady

- Wstawić do lodówki, albo zamrażarki żeby było szybciej i czatować pod lodówką :D

Ogólnie można to już tak zostawić, czekoladki będą "otwarte". Jeśłi chcecie zamknięte, musicie rozpuścić trochę więcej mlecznej czekolady, nadzienia nie lać do końca, tylko zostawić ok 2 mm wolnego od brzegu i zalać to mleczną czekoladą.

Mi zabrakło czekolady, więc zostawiłam otwarte i zrobiłam tylko ciemne kropki na wierzchu ze zwykłej polewy do ciast.(łyżka kakao, 4 łyżeczki cukru, łyżeczka masła, 2 łyżeczki wody). Jest trochę gorzka i fajnie przełamuje słodki smak :)

EDIT (27.12.2012r.): czekoladki najlepiej przechowywać w lodówce i w tych foremkach, albo wyciągać dopiero chwilę przed podaniem. Na święta też je zrobiłam i pierwszy raz zapakowałam na kilka dni w papierowe pudełko i zostawiłam w pokoju. Okazało się, że leżąc luzem i w temperaturze pokojowej tracą na apetyczności. Robi się na nich biały nalot i ogólnie miękną. Poczytałam trochę i okazuje się, że zwykła czekolada w tabliczkach rozpuszczona i schłodzona bardzo traci na jakości. Jeśli jednak stoją w lodówce i nie wyciągnięte, wszystko będzie w porządku i spokojnie przetrwają  dłuższy okres czasu  w pełnej apetycznej krasie :)

Mam nadzieję, że komuś się przyda :)


Oczywiśćie nie wytrzymały w nienaruszonym stanie do zdjęcia :D


Myślę, że jest to fajny pomysł na włąsnoręcznie robiony prezent :)


Już widzę miny znajomych kiedy ich poczęstuję i powiem, że sama zrobiłam :D







środa, 8 sierpnia 2012

SIlikonowe foremki z Biedronki :D

Biedronka ostatnio strasznie mnie zaskakuje :) Wypatrzyłam te foremki u jednej z blogowiczek i upolowałam swoje własne :)

Nadają się do kostek lodu, czekoladek i mini ciasteczek. Można używać w temp od -40 do +230 w piekarnikach, lodówkach, zamrażarkach i kuchenkach mikrofalowych.

Strasznie się z nich cieszę, dostępne są jeszcze inne kształty np: dinozaury, coś podobnego do laleczek, a nawet ksometyczne -  szpilki, wachlarze itd :D Są jeszcze zwyklaki typu kwadraty i trójkąty. Ja wzięłam takie pośrednie :) Piszę do Was w przerwie w poszukiwaniu przepisów na domowe pralinki. Alę będę się bawić, a wszystko strasznie proste w wykonaniu :) Już widzę miny znajomych, kiedy zaserwuję im własnoręcznie przygotowane czekoladki :D

Koszt 1 foremki to 4,99 zł. Każda ma 15 zagłębień.












wtorek, 7 sierpnia 2012

Lakier Air Flow - BELL cudo :)

Dizsiaj mija 7 dzień odkąd upolowałam go w Biedronce i pomazałam nim paznokcie i uwaga: mimo ręcznego prania, sprzątania i ogólnie domowych czynności zawsze bez rękawiczek, nadal się trzyma! Zaczynają mi się jedynie wycierać końce no ale po takim czasie to mogą :)

Nie nakładałam bazy, ani utrwalacza. Trzyma się tak sam z siebie :)

O kolorze nie mówię, kwesta gustu, ale mi się ogromnie podoba :) Pędzelek jest bardzo wygodny w użyciu, krycie też jest dobre. 2 warstwy w zupełności wystarczą. Wysycha całkiem szybko, chociaż wolniej od Evelinów.

Przyznam, że bałam się go kupić po ostatnim lakierowym bublu od Bell, który nie krył nawet po 4 warstwach :/ Była to inna linia lakierów, nie pamiętam już nazwy. Ale na szczęście obawy były niesłuszne i Bell odkupiło winy :)

Dziewczyny, było warto :) Żałuję tylko, że było tak mało kolorów. Żaden więcej nie wpadł mi w oko.


Zdjęcie bez lampy

I z lampą

Tył opakowania dla zainteresowanych :)

Bardzo podoba mi się przezroczysta otoczka nakrętki.

Umieszczenie kolorówki w blistrach było świetnym posunięciem




poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Zniszczone włosy po olejowaniu na odżywce :(

No i stała się tragedia :( Tyle lat olejowania za mną i wróciłam prawie do punktu wyjścia :(

Mam naturalnie kręcone włosy, odratowywałam je olejowaniem po katowaniu prostownicą. Zajęło mi to rok. Po tym czasie mogłam już wyglądać normalnie bez odżywki do spłukiwania, odżywki do pryskania, pianki i lakieru na raz. Włosy przestały być sianowate, skręt się podkreślił i zostawiłam sobie tylko odżywkę do spłukiwania. Zabezpieczałam tylko końce, najpierw oliwką, później jedwabiem, a od jakiegoś czasu olejem, któego aktualnie używałam.

Od tego czasu oleju używałam raz na tydzień 2  godz pod czepkiem, a później na noc. No i naczytałam się, że lepsze efekty są, kiedy olej nakłada się na odżywkę, że łuski się rozchylają i głębiej wnika. Wiedziałam, że nie każda metoda jest dobra dla wszystkich, liczyłam się z tym, że nie zadziała, ale nie myślałam, że narobi mi takich szkód :( Chyba jestem jakimś ewenementem, bo nigdzie jeszcze się nie spotkałam z takim dramatem po tym zabiegu :(

Siedziałam ze wszystkim 2 godz bez czepka, użyłam sprawdzonej odżywki Mrs. Potters i sprawdzonego oleju z pestek winogron. Zmyłam, wysuszyłam, a tu SIANO! ;( Włosy przestały mi się kręcić do połowy od góry, a od dołu się plączą takie są suche. Mam za sobą już 3 mycia, zwykłe olejowanie i maskę z Lusha i prawie nic się nie poprawia ;( Więcej nie eksperymentuję.

Macie jakiś pomysł czemu tak się stało? I co z tym zrobić oprócz ścinania? Błagam.. :(


źródło

Już to sianko wygląda lepiej niż moje włosy, nawet nie wstawiam zdjęcia, bo nie chce tego oglądać :(

piątek, 3 sierpnia 2012

Różany peeling ZIAJA

Do tej pory używałam naturalnego peelingu zrobionego własnoręcznie w kuchni. Czaiłam się jednak na taki sklepowy i szczęśliwym trafem wygrałam jeden u Pauli :) Ziaja jest jedną z moich ulubionych firm, po prostu większość ich produktów bardzo mi pasuje. Tym peelingiem również się nie zawiodłam i mam zamiar poeksperymentować bardziej z takimi kupnymi :) Coś za coś, te domowe są naturalne, jednak nie pachną i nie są tak wygodne w użyciu jak chemia z tubki :)  Z moimi kuchennymi specyfikami nie mam zamieru się rozstawać, ale w leniwe dni przydaje się mały gotowiec. ;)


  • A różany gotowiec od Ziai pachnie obłędnie! W zeszłe wakacje miałam identyczne perfumy, więc już na wejściu duży plus, bo komfort używania znacznie wzrasta. Dobry wstęp do serii relaksujących zabiegów domowego SPA :) I nie jest to chemiczny zapach, naprwadę: śliczny jak perfumy, delikatny, utrzymuje się dość długo na skorze. Tzn utrzymuje się, jeśli zaraz po nie nakładam maseczki :)
  • Opakowanie: bardzo wygodne, typowa tubka z zatrzaskiem stojąca dziurką do dołu :) Nic nie wycieka, wyciska się dokładnie tyle ile chcemy. 60 ml.
  • Wydajność: Na dokładne wymasowanie buzi wystarcza naprawdę bardzo niewiele, dlatego sądze, że peeling będzie mi służył jeszcze długo. Okres przydatności wynosi ok 2 lat.
  • Właściwości fizyczne: konsystencja gęsta: jeśli wyciśniemy kroplę na dłoń, to zachowa swój kształt. Granulki są bardzo malutkie o "nieregularnym kształcie", do tego piękny różowy kolorek :)
  •  Działanie: zawiera: masło różane, NNKT (czyli dobroczynne kwasy tłuszczowe) z oleju oliwkowego, witaminy E, C, B3, B5, B6. No wygląda ładnie, ale to głównie peeling i nie oczekuję od niego specjalnego nawilżenia, chociaż muszę przyznać, że po wszystkim nie ma uczucia ściągnięcia, ani wysuszenia. Skóra jest wyraźnie gładsza i miła w dotyku, odprężona. Granulki wydają się być dość delikatne, ale bardzo dobrze spełniają swoje zadanie jednocześnie nie podrażniając skóry
Musze przyznać, że samo używanie tego peelingu to już przyjemność, do tego dobre wygładzenie i oczyszczenie. Czego chcieć więcej? :)

Peeling ma właściwośći myjące, używa się go tak samo jak żel do twarzy: na zwilżona skóre. Później wystarczy tylko spłukać wodą, nie trzeba używać dodatkowych środków do mycia. Do stosowania 2-3 razy w tygodniu wg producenta.

Cena 12 zł. Dostępne chyba tylko w Rossmanie.

Skład:

Skład: Aqua, Polyethylene, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Glycerin, Cocamide DEA, Rosa Canina Fruit Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Niacinamide, Calcium Panthothenate, , Sodium Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Pirodoxine HCl, Maltodextrin, Saodium starch Octenylsuccinate, Silica, Undecylenamidopropyl Betaine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Propylee Glycol, Dialozidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum, Buthylphenyl Methylpropional, Linalool, Sodium Hydroxide, Cl 16035 (FD&C Red No. 40).









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...