Obserwatorzy

sobota, 29 grudnia 2012

Sok z aloesu: eliksir prawie na wszystko :) - akcja Piękno z Natury

Kiedyś pisałam o żelu aloesowym i od tamtej pory głębiej zainteresowałam się tematem, gdyż żel ten okazał się jednym z moich kosmetycznych hitów. Kiedy mi się skończy, planuję kupić sobie butelkę czystego soku.

To jednak nastąpi nieprędko, gdyż żel jest szalenie wydajny a na dodatek  odstawiłam go na okres zimowy, kiedy grzejniki pracują pełną parą, ponieważ aloes jako nawilżacz-czyli humektant zachowuje się trochę jak gliceryna, czyli ściąga wodę z otoczenia, w którym jest jej więcej. W przypadku przesuszonego powietrza zimą, może ściągać wilgoć ze skóry/włosów.

Zrobiłam test i przez tydzień jedną nogę smarowałam  żelem a drugą zwykłym balsamem i w sumie  nie zauważyłam przesuszenia na tej pierwszej, ale noga balsamowana wydwała się mieć jakby ochronną warstewkę (wiadomo, balsam jest tłustszy) a podczas zimy wolę jednak cięższe smarowidła, więc zostałam przy balsamie. Kiedy zrobi się cieplej od razu wracam do aloesu, gdyż to on faktycznie odżywia i nawilża skórę, a nie jedynie daje EFEKT nawilżenia ;)

źródło

TROCHĘ TEORII:
(sok z aloesu)

- Niezwykle łatwo przenika przez naskórek, wprowadzając substancje aktywne do skóry właściwej. (no i to jest to co go tak odróżnia od zwykłych balsamów, działających powierzchniowo)
- Pobudza tworzenie się w niej nowych włókien kolagenu i elastyny
- Posiada pH zbliżone do naturalnego pH skóry (w sam raz po myciu się żelami/mydłami, które nam te pH zaburzają, przez co skóra robi się sucha i nieodporna na urazy i podrażnienia)
- Nawilża, zapobiega łuszczeniu, poprawiając stan suchej skóry.
- Mineralizuje i wygładza.
- Działa antyseptycznie i przeciwbakteryjnie.
- Sprzyja gojeniu i łagodzeniu podrażnień, stanów zapalnych oraz mikrourazów skóry.
- Posiada własności przeciwzapalne, zapobiega podrażnieniom, zapaleniom mieszków włosowych po goleniu i depilacji.
- Wzmacnia mechanizmy obronne skóry, wspomaga ochronę przeciwsłoneczną i działa antyoksydacyjnie.
- Lekko rozjaśnia - związek aktywny aloesu - aloesyna, wykazuje również działanie hamujące wobec enzymu tyrozynazy, który uczestniczy w produkcji melaniny, brązowego barwnika skóry
- Działa przeciwzmarszczkowo i odżywczo. 
- Stosowany na skórę głowy, zapobiega zapaleniom, łagodzi łupież, swędzenie i wmacnia cebulki włosów, pobudzają ich porost. 
- Znakomicie nawilżają suche oraz zniszczone pasma. 
(informacje pochodzą ze: źródło1 , źródło2)

WAŻNE: Nie używaj skórki aloesu (zawiera bowiem substancję alergizującą). Tylko sok i miąższ!

źródło
Właściwości niczego sobie prawda? :) Jeśli przeczytałyście notkę z linku na górze wiecie do jakich podstawowych rzeczy można wykorzystać żel/sok. Zabrałam jeszcze kilka innych pomysłów co do samego soku, wszystkie mam zamiar przetestować:

- sok wymieszać w proporcji 1:1 z wybranym olejem i stosować jako płyn dwufazowy do demakijażu
- dodawać do odżywek i masek do włosów
- rozcieńczać bardziej wysuszające szampony (np. te z SLSami)
- rozcieńczyć z wodą, przelać do pojemnika ze spryskiwaczem i używać jako nawilżającej mgiełki do włosów, albo odświeżać nią twarz w ciągu upalnego/słonecznego dnia (właściwości ochronne przed słońcem)
- spryskiwać nim włosy przed olejowaniem
- rozcieńczać sklepowe toniki lub po protu mieszać z wodą i tak używać jako tonik
- zwilżać maseczki z glinek

Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły, to proszę piszcie w komantarzach. Wszystkie bardzo mi się przydadzą i myślę, że nie tylko ja chętnie o nich poczytam :)

czwartek, 27 grudnia 2012

Mail z bardzo dalekiej przeszłości. Zobaczcie co znalazłam w skrzynce :) + ukochane bańki

Choróbsko dopadło i mnie, ale przynajmniej poczekało do końca świąt :) Wczoraj miałam postawione bańki na plecach, dzisiaj powtórka z zabiegu i powinno zacząć się poprawiać :) Chyba zawsze będę je polecać, coś fantastycznego w tych naszych zasyfionych chemią czasach.

Ciekawa jestem czy Wy też ich używacie?
Zdjęcie pobrane , mój aparat poszedł na jakiś czas w świat :)


Zbaczam z tematu :)


Takiego maila ostatnio znalazłam w szarych czeluściach mojej poczty:

Kliknijcie żeby powiększyć :)
Onet nic nie pisał, że rozszerzyli usługi :> Ja jestem zachwycona nowymi możliwościami, powinni to wykorzystać podczas kampanii reklamowej ;)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Sojowa maska do twarzy BINGO SPA

Witam Was Świątecznie :) Pewnie wszystkie jeszcze biegacie po domu przy ostatnich przygotowaniach do wieczoru :) Ja właśnie znalazłam chwilę wytchnienia, więc biorę się za notkę :)

  To już ostatni produkt od Bingo i niestety tak jak jego poprzednicy z obecnej współpracy, również robi u mnie duże nic. Jestem strasznie zawiedziona, ponieważ kosmetyki z poprzedniego kwartału spisały się świetnie wszystkie. Widocznie musi być równowaga we wszechświecie :)

Opakowanie: typowe dla Bingo, prosty słoiczek z papierową naklejką. Wolałabym jednak, żeby maska do twarzy była zapakowana w bardziej higieniczną tubkę. Taki kosmetyk zużywa się o wiele dłużej niż zwykły krem do twarzy, więc odpowiednio dłużej stoi otwarty i niezbyt cieszy mnie myśl, że wszystkie bakterie z moich palców będą się w nim tyle czasu kisiły..

Konsystencja: Wg mnie żelowa. Mleczny żel, który po rozprowadzeniu staje się przezroczysty.

Zachowanie na skórze: Maskę żel rozprowadza się bardzo łatwo i jak już pisałam staje się po tym przezroczysta, a po jakimś czasie praktycznie niewidoczna, gdyż całkowicie wysycha. Właśnie wysycha, a nie wchłania. Na twarzy powstaje rodzaj matowego filmu. Lekko szczypała kiedy nakładałam ją na podrażnioną skórę.

Zapach: Okropny. Nie wiem do czego go porównać, ale jest lekko słodkawy i mdły. W słoiczku pachnie mocna, ale na szczęście już na twarzy traci o wiele na intensywności i tak mocno nie przeszkadza.

Działanie: No i klapa. W moim przypadku używanie tej maski to strata czasu, ponieważ skóra po jej zmyciu jest dokładnie taka sama jak przed całym zabiegiem.

Możę wkleję to co obiecuje producent:

"Maska do twarzy BingoSpa zawiera 4% czystego oleju sojowego oraz ekstrakt algowo-roślinny

Olej sojowy BingoSpa zawiera 15% nasyconych kwasów tłuszczowych, kwas linolowy, olejowy, palmitynowy, bogaty jest również w witaminę E i naturalną lecytynę. Olej sojowy jest doskonałym emolientem odbudowującym naturalną barierę ochronną skóry oraz dzięki zawartości kwasu linolowego, przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia.

Olej sojowy jest dobrze wchłaniany przez skórę, chroni ją przed utratą wilgoci.

Kompleks roślinno-algowy wspomaga regeneracyjne i ujędrniające działanie maski BingoSpa. "

No cóż. U siebie nie zaobserwowałam ani regenaracji skóry ani jej nawilżenia, nawet w minimalnym stopniu. Z racji tego, że maska nie zostawia lepkiej warstewki próbowałam ją zużyć do rąk, ale nie miało to sensu ponieważ po nałożeniu zasychała tworzą ten swój film i miałam wrażenie, że ściąga moją przesuszoną skórę jeszcze bardziej.. Pokombinuję z nią jeszcze i może zużyję jako bazę do masek z produktów kuchennych, np. z kakao czy mączką owsianą. Myślę, że jako taki podkład spisze się całkiem nieźle.




I Skład: Aqua, Glycerin; Glycine Soja (Soybean) Oil, TEA, Acrylates/Steareth-20 Martacylathe Copolymer, Propylene Glycol, Aqua, Echinacea Angustifolia Extract, Centella Asiatica Extract, Trigonella Foenum-Graecum extract, Carbomer, Propylene Glycol, Parfum, DMDM-Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Metylisothiazolinone, Ethylparapen, Metylparaben, Propylparaben

Całkiem bogaty, nie wiem czemu kompletnie niczego ze mną nie robi. U niektórych dziewczyn, z tego co czytałam, działa całkiem fajnie, więc po prostu trzeba się wstrzelić.

Cena: 12zł / 120 g do kupienia TUTAJ

sobota, 22 grudnia 2012

Zamówienie od Choisee, pomylony adres

Wczoraj był piątek, czyli dzień na notkę z akcji Piękno z Natury, ale mam teraz w domu istne przedświąteczne urwanie głowy i nie zdążyłam :( Dzisiaj też wpadam tylko na chwilę, wszystko nadrobię kiedy tylko będę mogła spokojnie usiąść na dłużej przed monitorem :)

A teraz pokażę Wam jak wyglądała moja przesyłka, której w końcu się doczekałam. Pewnie znacie Aferę Choisee, ja też śledziłam ją na bierząco. Mam w tej chwili mieszane uczucia co do tej firmy. Na początku mimo ogromnych potknięc, dawałam jej duży kredyt zaufania i zrozumienia, ( 1 osoba zajmująca się całą firmą, małe doświadczenie, no może chce dobrze tylko sobie nie daje rady) ale teraz dochodzę do wniosku, że niektórzy faktycznie nie powinni brać się za coś do czego się nie nadają. Pani Schott pewnie nie miała by tylu problemów, gdyby po prostu kontaktowała się z klientami a nie uprawiała kompletną samowolkę. Bo inaczej tego nazwać się nie da. Zmienianie etykiet, opakowań, w końcu samych produktów bez wiedzy kupującego. A wystarczyłoby napisać wcześniej maila. I tak dostała już masę podpowiedzi, wręcz została w końcu poprowadzona za rączkę, bo niektóre blogerki wystosowały do niej długie maile z podpowiedzą jak to wszystko powinno wyglądać i dlaczego było źle.

A teraz na facebooku większość ostatnich wpisów to skargi na źle zabezpieczone do wysyłki produkty i pozalewane koperty. To już kompletna przesada. To my, zwykłe dziewczyny organizując rozdania czy wymianki wiemy, że opakowania trzeba porządnie pozaklejać i poowijać, żeby wszystko dotarło w całości, bo warunki transportu są jakie są. Wiemy, że o każej drobnostce dotyczącej rzeczy zainteresowanej osoby informujemy ją mailowo. To czemu nie wie tego osoba, która wzięła się za założenie firmy i to takiego rodzaju? Czyli aspekt głównie wysyłkowy. Coś tu jest nie tak, ja już tej Pani nie dopinguję.

Cieszę się, że zamówiłam tylko mydła. One wg opisu na stronie jeśli się wczytać! mają być jednymi z niewilu produktów faktycznie 100% naturalnych. No wg mnie skład jest bardzo fajny, rozlać mi się nie miało co, wszystko dotarło nieuszkodzone, tylko trochę długo ALE, ktoś źle wpisał mój adres! Zamiast 7B było 16. Wiem, że może się zdarzyć, ale jak już mówiłam kredyt pobłażliwośći dla tej Pani i jej firmy już mi się skończył. Całe szczęście, że mam myślącego listonosza bo pewnie przesyłka wróciłaby do Kołobrzegu i nie zobaczyłabym jej jeszcze przez miesiąc. Ehh.. 

A tu mydła:





Zdjęcia robiłam na raty, 1 poszło w świat zanim zdążyłam je sfotografować "nago" :) Mam nadzieję, że spiszą się dobrze..








środa, 19 grudnia 2012

Smerf od Marizy :P

Czyli piękna niebieska "emalia do paznokci z prowitaminą B5 i wapniem" :) Nie wiem ile w niej tych obiecywanych dobroci pływa, ale faktem jest, że paznokcie nie zostały przez lakier zdewastowane, ich stan pozostał nienaruszony, tyle mi wystarczy :)

Opakowanie/pędzelek: buteleczka raczej z tych standardowych, wygodnie leży w dłoni. Pędzelek również średniej szerokości, taki akurat. Łatwo się nim maluje i jednoczeście dość precyzyjnie, nie wyjeżdża na skórki :) Napisy z buteleczki się nie scierają. Może to mało istotne, ale niektórzy zwracają uwagę na takie rzeczy :) Wiem, że na zdjęciu wyglądają jakby jednak były starte, ale musiało się po prostu coś im dobrze nie odbić przy produkcji, bo dla testów drapałam nawet paznokciem i nic nie schodzi :>

Konsystencja: również odpowiednia, na tyle rzadka żeby malowało się przyjemnie i szybko, a jednocześnie lakier nie spływa z paznokcia i nie zbiera się po bokach. Nie smuży i nie robią się zgrubienia przy malowaniu. Nie wiem, czy też tak macie, mi niektóry lakiery robią na paznokciach bruzdy jak na polu. Ten się ładnie rozkłada na całej płytce i tworzy gładziutką taflę :]

Krycie: tak jak napisali na opakowaniu, wystarczą 2 warstwy. Na próbę dodatkową pomalowałam nim paznokcia pomalowanego wcześniej czerwonym lakierem. NIC nie przebija :)

Trwałość: bardzo dobra. Wytrzymuje u mnie spokojnie kilka dni, przy normalnych pracach domowych. Później lekko schodzą końcówki, ale jeszcze nigdy mi nie odprysnął.

Wysychanie: średnie. Nie jest najgorzej. ale mogłoby być i lepiej. Niby da się po kilku, kilkunastu minutach dotknąć palcem i wygląda na suchy, ale po przyciśnieciu robią się wgłębienia.

Zmywanie: Schodzi łatwo i nie farbuje płytki, czego się bałam po tym kolorze. Jedynie trochę się maże i brudzi skórki, ale nie jakoś mocno. Po 1 myciu rąk nic już nie zostaje, więc nie trzeba szorować palców zmywaczem :)



Porządny lakier w przystępnej cenie. Myślę, że warto kupić, bo wybór kolorów też jest niczego sobie :)

Cena: 10ml / 7,60zł  katalog TUTAJ

piątek, 14 grudnia 2012

Piękno z natury: OCET JABŁKOWY na twarz i włosy

Dzisiaj piątek, czas więc na pierwszą akcyjną notkę :) Na początek wybrałam ocet jabłkowy, który jest jednym z moich największych odkryć i nie mam zamiaru rozstawać się z nim nigdy. Po jego użyciu, w moim przypadku, rzeczywiście pojawia się efekt WOW!. Polecałam go też koleżankom i one również są bardzo zadowolone, więc moc jest :)

NAJWAŻNIEJSZA ZASADA: absolutnie nie wolno zastępować octu jabłkowego zwykłym octem spirytusowym, gdyż możemy sobie zrobić nim tylko i wyłącznie krzywdę!

Wiele osób pytało mnie ze zdziwieniem: ale jak to ocet? Nie zaszkodzi ci? No właśnie nie, bo mówimy o occie jabłkowym, który z tym zwykłym nie ma prawie nic wspólnego :) 


Wiele osób używa octu jabłkowego w kuracjach wewnętrznych, gdyż sam w sobie jest bardzo zdrowy i pomaga na sporą ilość schorzeń. Nie będę tu jednak tego wymieniała, bo wystarczy wpisać hasło w google i mamy masę odpowiednich wyników do studiowania :) Nie jest on jednak do picia dla wszystkich, ze względu na swój kwasowy charakter. Ja niestety nie mogę się nim wspomagać pijąc po łyżce, ponieważ od dziecka mam kłopoty z żołądkiem i podejrzewam podatność na wrzody, a wrzody z oczywistych powodów dyskwalifikują. Nie przeszkadza mi to jednak dodawać go do sałatek w małych ilościach :)


Koniec gadania, część właściwa: :)


ocet jabłkowy jako płukanka do włosów:

Proporcje w internecie można znaleźć różne, ja używam 1 łyżki octu na 0,5l przegotowanej chłodnej wody i taka sprawdza się bardzo dobrze. Takiego roztworu używam po zmyciu odżywki, do ostatniego płukania. Nie zmywam go już.

Przy pierwszym użyciu przeraził mnie octowy zapaszek, jednak bez obaw, ulatnia się bardzo szybko i na pewno włosy po wysuszeniu nie bądą nim ani odrobinę zalatywać :)

Taka płukanka to praktycznie zerowy wysiłek, za to efekty są boskie :D Ocet jabłkowy zmywa z włosów i skóry głowy resztki szamponu, które pozostawione przyczyniają się do podrażnień, łupieżu i przesuszenia. Przywraca także prawidłowe pH, co znowu przyczynia się do zmniejszenia podrażnień i łupieżu, a co dla mnie najlepsze: fantastycznie domyka łuski włosa, dzięki czemu już po pierwszym użyciu są niesamowicie sypkie i błyszczące :)

Przerobiłam już masę płukanek, od ziołowych po kawowe i wywary z liści orzecha włoskiego. Żadna niczego specjalnego mi nie dała, więc po tej również niczego takiego się nie spodziewałam, ale całe szczęście postanowiłam ją wypróbować :)

Byłam w szoku, że moje włosy w ciągu godziny mogą tak wypięknieć, loki się podkręciły, czupryna u nasady uniosła, no kurczę :D Skóra głowy też dostawała wiele dobrego z powodu tych wszystkich witaminek zawartych w occie. Po ok miesiącu - dwóch regularnego stosowania (myję głowę co 3 dni), zaczęło mi wypadać znacznie mniej włosów. Nie jakoś spektakularnie dużo, ale zauważalnie mniej. Szkoda tylko, że nie wywołał baby hair, ale wtedy już osiągnąłby szczyt :)


i jako tonik do twarzy:

Rozcieńczam go w proporcji 1:5 również z przegotowaną wodą (1 miarka octu, 5 miarek wody) Można to robić w wodzie destylowanej i nawet lepiej, mi się po prostu nie chciało za taką biegać, a tonik i tak spisywał się bardzo dobrze. Domowe toniki przechowujemy w lodówce nie dłużej niż 14 dni, dlatego lepiej robić małe porcje.

Taki tonik niestety nie jest dla każdego z prostego powodu: no śmierdzi octem :) Jeśli jesteśmy przyzwyczajone do kwiatuszkowych drogeryjnych toników, ten tutaj może odstraszać. Jednak nie jest tak źle, zapach bije po nosie głównie w momencie aplikacji, dość szybko się ulatnia, a jeśli chcemy pozbyć się go odrazu, wystarczy nakremować buzię i po problemie :)

Taki tonik świetnie rozjaśnia przebarwienia i radzi sobie z wypryskami, rozświetla cerę ogólnie i co najważniejsze przywraca naturalne pH, może lekko zakwaszając skórę, co jest baardzo potrzebne jeśli wcześniej umyłyśmy się chamskim żelem z SLS :) Skóra przestaje być ściągnięta i lekko się nawilża. Wyczytałam też gdzieś, że wygładza zmarszczki :) Tego nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, może jednak jakieś ziarno prawdy w tym jest :) 

KOLEJNA BARDZO WAŻNA SPRAWA: najlepiej żeby ocet był bio, bez żadnych siarczanów i innych niepotrzebnych śmieci. Podobno ocet z Rossmana jest dobry, jeśli nie chcecie zajmować się szukaniem. Ja używałam octu od Develey i wg mnie był w porządku.

A najlepiej jeśli zrobi się taki ocet samodzielnie :) Wtedy to już całkowite wyżyny zdrowotności ;) Ja zrobiłam i mogę spokojnie stwierdzić, że spisuje się 100 razy lepiej od sklepowego :)

Do dużego słoika, wsypałam pokrojone w cienką kostkę jabłka, umyte i ze skórką, obrane z gniazd nasiennych. Niby można wrzucać z nasionami, ale tata mi to odradził, pobono przy fermentacji z nasion wydzielają się szkodliwe związki, więc wolałam nie ryzykować. Wszystko zalałam przegotowaną, ciepłą wodą z rozpuszczonym cukrem w proporcji: 1 łyżka cukru na 1 szklankę wody. To jednak chyba było zbyt dużo i następnym razem dodam mniej cukru, bo ocet długo był słodki a nie octowy i cała procedura się przeciągała. Wieko słoika zakryłam gazą i odstawiłam w chłodne miejsce. Od czasu do czasu należy wszystko przemieszać drewnianą łychą. Uwaga też na muszki owocówki, strasznie się przy tym później kręcą :/

No i ogólnie to tyle, chciałam w skrócie a wyszedł poemat... Mam nadzieję, że jednak przydatny :)



czwartek, 13 grudnia 2012

INFO konkursowe + Agregator blogikosmetyczne

3 dni temu jak wiecie zakończył się konkurs z drogerią eZebra i z racji tego, że zaczęly pojawiać się pytania dotyczące wyników, spieszę z informacją :) Niczego nie przegapiłyście, ponieważ wyników jeszcze nie ogłosiłam. Konkurs był wynikiem mojej współpracy z w.w. drogerią i jest sponsorowany właśnie przez nią, co czyni mnie od niej zależną. Mail do Pana Grzegorza, ich przedstawiciela, poszedł moment po zakończeniu i czekam na odpowiedź.

Bardzo Was proszę o cierpliwość, ponieważ nie mam jak tego przyspieszyć... Jeśli nikt nie odezwie się do mnie do końca tygodnia, spróbuję skontaktować się z nimi telefonicznie. Bardzo bym chciała, żeby nagroda doszła do zwyciężczyni przed świętami i też zaczynam się trochę stresować.. Będę Was o wszystkim informować na bierząco i przepraszam za ewentualne opóźnienie...

EDIT: Jest odpowiedź od Pana Grzegorza, wyniki już niedługo :D

A z innej beczki: właśnie dołączyłam do nowej strony zrzeszającej blogerki i ich blogi, na którą oczywiście serdecznie Was zapraszam :) Do czytania i dołączania ;)


wtorek, 11 grudnia 2012

Akcja: Piękno z natury !

Marcepanka organizuje bardzo fajną akcję, do której z przyjemnością się podłączam i Was również zapraszam :) TUTAJ szczegóły :)

Ogólnie idea opiera się na temacie bliskim chyba wielu z nas, a mianowicie na wykorzystaniu naturalnych produktów w pielęgnacji :) Staram się jak najczęściej zaglądać po nie do kuchni i muszę przyznać, że moja cera i włosy są mi za to bardzo wdzięczne, a wiele bubli kosmetycznych przeżyło swój renesans :)

Teraz będę miałą motywację, żeby w miarę regularnie dzielić się swoimi drobnymi patentami. Mam nadzieję, że okażą się przydatne i ktoś z nich skorzysta :) Postaram się publikować notki raz w tygodniu, np. w piątek. Myślę, że początek weekendu to dobry dzień :)

Jeszcze raz serdecznie zaraszam Was do przyłączenia, im nas więcej, tym więcej bezcennych pomysłów :)

Jeśłi myślicie, że nie macie po co się zgłaszać, bo i tak nic nowego nie wniesiecie, to źle myśłicie :P Czasami wykorzystanie czegoś wydaje się oczywiste, ale póki o tym nie przeczytamy jakoś nie bierzemy tego pod uwagę.

Tak więc, nie zostawiajcie nas samych i dołączajcie :D



niedziela, 9 grudnia 2012

Mydlana babeczka od Soap Bakery :) | Ostatni dzień konkursu!

O jednym z mydełek pisałam TUTAJ i w sumie mogłabym po prostu skopiować treść, albo całą recenzję podpiąć pod ten link, ponieważ to mydełko niczym nie ustępuje tamtemu a mój zachwyt nie zmalał :)

Mydełko o kształcie babeczki, miętowej babeczki, z kawałeczkiem czekolady i srebrnymi perełkami dla ozdoby :) Wygląd iście bajeczny, aż buzia sama się uśmiecha podczas namydlania :) To małe cudo jest dziełem Magdy, która wytwarza w domowym zaciszu swoimi zaczarowanymi rączkami o wiele więcej. Zapraszam więc ponownie do Soap Bakery na rozeznanie :)

Babeczka z nazwy i koloru, a także zapachu jest miętowa :) Nie jest to jednak intensywna woń, a bardzo delikatna, mydlana. Podczas kąpieli praktycznie niewyczuwalna, trochę szkoda ;) Mydełko gładko sunie po skórze, a od swojego poprzednika różni się tylko ilością piany, której wydaje mi się, że produkuje troszkę mniej. Nadal jednak oczyszcza bardzo dobrze nie wysuszając przy tym skóry, gdyż zawiera tylko natuaralne składniki. Sklepowe mydła przesuszacze w porónaniu z takimi powinny zrzec się miana "Mydło", na kóre nie zasługują.

Mycie bez SLSów i chamskiej chemii, wywołuje na mojej zmęczonej skórze głęboki oddech, a u mnie poprawę samopoczucia i zmniejszone ilości zużytego balsamu do nawilżania. Przydatne szczególnie w okresie grzejnym :)

Przez te naturalne mydełka dorobiłam sie poczucia winy, kiedy staram się zużywać co jakiś czas moje zapasy zwykłych żeli pod prysznic. To jak zrezygnowanie z wykwintnego obiadu na rzecz fast foodu :) Może i szybko i wygodnie ale niezbyt drowo dla ciała i ducha. Polecam więc naturalne mydełka :) Szczególnie takie piękne :D




Przypominam też po raz kolejny o trwającym KONKURSIE,
termin zgłoszeń upływa jutro o północy :)

sobota, 8 grudnia 2012

Mega promocja 60% na kosmetyki naturalne + darmowa dostawa :D

Jednak fejsbuk czasami na coś się przydaje :) SmykuSmyk dała cynk o świetnej promocji, sama zrobiłam już zakupy i śpieszę przekazać dalej :)

Słyszałście o marce Choisee?




"Witamy w świecie Choisee

Serdecznie witamy na stronie firmy kosmetycznej Choisee Natural Cosmetics. Nasza oferta skierowana jest do osób, które cenią sobie zalety i skuteczność naturalnych składników w kosmetykach. W naszych produktach aktywne składniki są pochodzenia naturalnego, a w przypadku olei do masażu i pielęgnacji ciała,soli kąpielowych, mydeł czy oleju do masażu głowy i pielęgnacji włosów skład jest w 100% naturalny. Kosmetyki Choisee uwodzą pięknymi zapachami, delikatną konsystencją i doskonałym wchłanianiem się. Dzięki zbliżonemu do naturalnego Ph skóry nie powodują jej wysuszenia, a zawarte w nich masło Shea w najwyższym stopniu nawilża i odżywia skórę.

Nasze oleje do masażu i pielęgnacji ciała oraz olej do masażu głowy zdobyły nagrodę konsumentów CERTYFIKAT NAJLEPSZE W POLSCE w 2012 roku.

Nasze kosmetyki nie są testowane na zwierzętach. Posiadają wymagane certyfikaty oraz ocenę bezpieczeństwa."

No ja poczułam się zachęcona i korzystając z promocji zamówiłam 3 naturalne, ręcznie robione metodą na zimno mydełka :) Czekam na poniedziałek żeby polecieć na pocztę i wpłacić poieniążki. Zamiast 27zł wydałam tylko 10,80 zł :D Wystarczy zarejestrować się na ich stronie i po złożeniu zamówienia w polu hasło wpisać: choisee. (Tutaj ich FB i informacja). Strona się odświeża i nasze zakupy kosztują 60% mniej. Przesyłka jest darmowa i to na stałe, jedynie za priorytet musimy zapłacić 2 zł. Promocja trwa do świąt lub do wyczerpania zapasów, części asrtymentu już zaczyna brakować, więc jeśli chcecie skorzystać radzę się pospieszyć :) Firma jest chyba jeszcze malutka, bo nie mają zbyt wiele produktów, ale mam nadzieję, że się szybko rozkręcą :)


No i ta darmowa dostawa na stałe <3 Zawsze to mi przeszkadzało w internetowych zakupach, bo przeważnie kupuję niewielkie ilości i szkoda mi płacić drugie tyle za przesyłkę. Jeśłi mydełka się sprawdzą, to mam zamiar witać tam częściej :)

A to co do mnie przyjdzie. Mam bzika na punkcie naturalnych mydeł i nie mogłam się powstrzymać :) Zdjęcia na razie z ich strony :)

Mydło z masłem Shea: cynamon, paczula, pomarańcza

J. w. : czekolada i miód (w sosie czekoladowym)
J. w. : mięta z nasionami sezamu

Poniedziałku, szybciej :P





środa, 5 grudnia 2012

Kokosowy balsam do dłoni BINGO SPA

Kolejny produkt od Bingo, z którego nie jestem specjalnie zadowolona.

opakowanie: Standardowe jak przy produktach Bingo, prosty plastikowy słoiczek z papierową nalepką. Fajnie, że słoiczek jest szeroki i niski, ułatwia to wydobycie kremu kiedy ma się długie pazury. Niefajnie, że w środku nie jest zabezpieczony żadną folijką. Po odebraniu przesyłki mogłam aplikować balsam prosto z nakrętki.

zapach: pachnie raczej jak kokosowe landrynki, słodko i sztucznie, niż sam kokos. W opakowaniu jest jeszcze mimo wszystko całkiem przyjemny.ale po rozsmarowaniu na dłoniach zaczyna wg mnie śmierdzieć. Czy śmierdzi czy nie to kwestia w sumie indywidualna, ale faktem jest że zapach się zmienia, jak dla mnie na gorsze. Do tego jak na złość jest szalenie intensywny i trwały, nawet po myciu rąk jeszcze trochę go czuć. Już samo to zniechęca mnie do używania balsamu zgodnie z przeznaczeniem i rozsiewania wokół powalającej woni.

konsystencja: ta jest całkiem fajna, lekka i puchata jak słodki mus do deseru. Wchłania się dość szybko i nie zostawia tłustej warstwy.

działanie: kompletna klapa. Czytałam, że u wielu dziewczyn sprawdził się całkiem fajnie, u mnie niestety nie. Balsam z moimi dłońmi nie robi zupełnie nic. Zdziwiłam się, bo już na początku w składzie, zaraz po wodzie, widnieje olej palmowy, jeste też sporo parafiny, no ogólnie ciężki kaliber. A tu kilka, nawet nie kilkanaście minut, po wsmarowaniu solidnej porcji, skóra na nowo zaczyna się ściągać i jest tak samo sucha jak przed aplikacją. Zupełnie jakbym niczego na niej nie użyła. Zostaje tylko okropny zapach. Jestem zawiedziona.

Skład: Aqua, Elaesis Guineesis, Petrolatum, Cetyl Alcohol, Propylene Glycol, Paraffinum Liquidum, Glyceryl Monostearate SE, Ceteareth-18, Paraffinum, Cellulose Gum, Methyl Paraben, Ethyl Paraben, Propyl Paraben, DMDM-Hydantoin, Butylhydroxytoluen, Sodium Benzoate, Citric Acid, Parfum



Dla formalności, balsam możecie kupić TUTAJ

Cena 100ml / ok 10zł


Przypominam też o konkursie, zostało jeszcze tylko 5 dni :)



sobota, 1 grudnia 2012

Błyszczyk ( Glamour Line ) MARIZA

Kolejny produkt od Marizy, z którego mimo pewnych mankamentów jestem całkiem zadowolona :)


Kolor: Jest to nr 21 dla zainteresowanych :) W katalogu prezentuje się jako jaśniutka koralowa brzoskwinka. Takiego szukałam : ) Po odebraniu paczki lekki zgrzyt, zawartość to jakaś wściekła pomarańcza. Myślę sobie, takie oszukaństwo, ale NIE, pierwsze mażnięcie na rękę i jest, mój upragniony delikatny koralik :D

Tak więc kolor pokrywa się z tym katalogowym i nie powinna przerażać jego intensywność w opakowaniu, bo okazuje się być dość transparentnym zwierzem. Efekt na ustach jest bardzo delikatny i ładnie podkreśla naturalny kolor w jasny, wesoły sposób. Te określenia chyba najlepiej oddają efekt :) Błyszczyk jest bez drobinek, dzięki czemu sprawia wrażenie jeszcze subtelniejszego.

Konsystencja: Jak dla mnie boska.jakby trochę żelowa, przez co kompletnie się nie lepi. Nie lepi się na tyle, że nawet po roztarciu go na dłoni całkowicie się wchłania pozostawiając gładką skórę jak po kremie. Usta też mają wrażenie, że raczej nałożyłam na nie grubą warstwę kremu niż porcję błyszczyku. Dla mnie duży plus :)

Trwałość: Tutaj niestety trochę gorzej i dostajemy coś za coś. Trwałość jest średnia, wydaje mi się, że to skutek uboczny tej super lekkiej konsystencji. Podczas picia czy oblizywania ust trzyma się całkiem dzielnie, ale długiej rozmowy nie przetrwa i trzeba poprawić.

Aplikacja: Tu mam mieszane uczucia. Gąbeczka jest odpowiednio wyprofilowana, ogólnie w reku trzyma się wygodnie, ale otwór jest troche przymały i trzeba skupić się przy zamykaniu, żeby nie upaćkać boków. Znowu też wychodzi konsystencja. Przez to, że jest dość rzadki i żelowaty trochę smuży i wymaga nieco więcej wysiłku. Raczej trudno byłoby go ładnie rozprowadzić bez lusterka

Opakowanie: Całkiem eleganckie, bardzo podoba mi się nakrętka, jakby z takiej matowej gumy. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi, często spotykane w droższych kosmetykach :) Jest też dość odporne na ścieranie napisów, od 2 miesięcy katuję je w kieszeniu z kluczami i tylko trochę się porysowało. Przypuszczam, że gdybym nosiła go w jakimś bardziej przyjaznym miejscu, nadal prezentowałby się jak nowy.





Podsumowując: Każdemu odpowiadają i przeszkadzają inne rzeczy, w moim przypadku efekt jaki wyczarowuje na ustach ten błyszczyk i jego lekkość zdecydowanie przeważają nad technicznyi niedociągnięciami, które i tak nie są jakoś wielce rażące. Do tego, w tej kategorii cenowej, prezentuje bardzo przyzwoity poziom. .

Cena: 8,40zł / 8 ml   Katalog do obejrzenia  TUTAJ 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Próbkowo - Podglądowo :)

Chciałabym przedstawić kilka produktów, które wydały mi się w jakiś sposób interesujące już po kilku użyciach. Nie napiszę na ich temat zbyt wnikliwie z racji tego, że miałam styczność tylko z próbkami, których z regóły nie recenzjuję, ale te aż się prosiły o parę słów :)

Krem Pielęgnacyjny do Rąk DOLIVA

Od producenta:

 " z toskańską oliwą z oliwek

Krem do pielęgnacji dłoni szorstkich, wysuszonych, wymagających intensywnej kuracji. Szybko się wchłania, doskonale nawilżając i regenerując skórę rąk, która staje się miękka i miła w dotyku. "



Już po kilku użyciach mogę napisać, że faktycznie przyjemnie nawilża i daje uczucie natychmiastowej ulgi, ale najciekawsza jest jego konsystencja. Kolejny produkt, który mnie zaskoczył pod tym względem :) Przy rozsmarowywaniu wydaję się jakbym chciała rozmazać tłuszcz na mokrej skórze, idzie tępo i topornie, trzeba się trochę namęczyć. Może przez tą oliwę na samym początku składu tuż po wodzie? Nie mogę powiedzieć jakie są efekty po długim stosowaniu, ale produkt dość ciekawy.


A tak wygląda całe opakowanie:

źródło
Cena: ok. 17zł / 100 ml do kupienia chyba tylko w aptekach



Krem na Cellulit i Rozstępy BINGO SPA

Chyba dobrze większości znany z poprzedniej kampanii Bingo :) Konsystencję ma bardzo fajnąwchłania się szybko i nie zostawia tłustej warstwy, ALE okropnie śmierdzi :( Przynajmniej dla mnie, większości dziewczyn zapach się podobał. Wg mnie pachnei grejfrutowym syropem na kaszel, dostawałam od niego mdłości i to wcale nie przenośnia. Załamałabym się, gdybym kupiła w internecie całą pół litrową butlę. Przez niego postanowiłam, że nigdy nie kupię żadnego smarowidła nie sprawdzając zapachu.



źródło
Cena: 25-30zł / 500 ml


Płyn Micelarny DELIA

Użyłam kilka razy i wylałam całą odlewkę (wybacz Paula...) Zmywa całkiem dobrze, ale nie mogłam znieść tego pienienia się na twarzy i OGROMNEGO lepienia. Pieni się nawet najmniejsza ilość wylana na wacik, a na twarzy zostawia okropnie klejącą watstwę, którą ma się ochotę natychmiast zmyć. Nie przeszkadza mi tak nawet warstwa oleju, którą aplikuję sobie czasami na twarz. Coś okropnego.


źródło
Cena: ok 7zł / 210 ml



Mam do Was pytanie: Czy wszystkie płyny micelarne w jakimś stopniu się pienią? Czy tylko niektóre? Chciałabym kupić sobie jakiś porządny, ale bez tego efektu...







piątek, 23 listopada 2012

Balsam do włosów: Nasturcja i ekstrakt perłowy MRS. POTTER`S

Tą odżywkę kupiłam polując na coś lekkiego i bez silikonów. Nie znałam wtedy jeszcze konkretnych nazw tego co będzie odpowiednie, więc trochę się nabiegałam po mojej mieścinie i narobiłam niemałego zamieszania wpadając do drogerii i ściągając z półek wszystkie odżywki po kolei, żeby przejrzeć skład. A jak wiadomo odżywek bez silikonów jest tyle co kot napłakał, przynajmniej w małych miastach z małymi drogeriami, to i moja radość była ogromna kiedy już znalazłam Panią Potters :)


Wprawdzie kryje w sobie Dimethicone copolyol, ale ten zmywa się samą wodą, więc uznaję, że się nie liczy :) Zaraz po nim jest tytułowy ekstrakt z nasturcji, więc już całkiem wszystko w porządku, misja zakończona powodzeniem.

Opakowanie: niczym specjalnym się nie wyróżnia, plastik jest dość elastyczny i pozwala wygodnie wyciskać zawartość, płaskie zamknięcie umożliwiało stawianie opakowania do góry nogami, całość mimo dużej pojemności wygodnie mieściła się w dłoni i nie wyślizgiwałą mi się z niej. Czyli ok.

Zapach: delikatny, nienachalny, trochę kawiatowy, ale po jakimś czasie zaczął zalatywać chemią. Nie utrzymywał się na włosach po spłukaniu.

Użytkowanie: To najciekawsza dla mnie rzecz, gdyż to moja pierwsza odżywka, która się pieni. Nie wiedziałam, że odżywki mogą tak robić :) No więc, ta się pieni. Dla mnie to nawet na plus, bo dzięki temu miałam pewność, że pokryłam nią równomiernie całą czuprynę. Chociaż ani trochę nie poprawiło to wydajności. Ta była średnia; odżywki w porównaniu z innymi nakładałam trochę więcej niż zwykle, ale nie do przesady. Spłukiwała się bardzo dobrze.

Działanie: Ogólnie większość odżywek działa u mnie tak samo i nie widzę między nimi dużej różnicy. Jeśli już któraś się wyróżnia to na minus, bo albo przesusza, albo obciąża.

Ta była w porządku. Już podczas spłukiwania włosy były śliskie i łatwo dawały się rozczesać palcami. Tego głównie oczekuję od odżywek, ponieważ z racji kręconych włosów, to jedyny czas kiedy je rozczesuję ( nie licząc czesania przed samym myciem ) Do odżywiania służą mi oleje i maski. Odżywka ma w moim przypadku ułatwiać rozczesywanie i nie szkodzić. Ta nie szkodzi. Nie obciążała mi włosów, nawet kiedy nałożyłam jej wybitnie dużo. Włosy ładnie się układały, nie przetłuszczały szybciej.

Po prostu całkiem przyzwoita odżywka, spokojnie można kupić. Szczególnie włosomaniaczki, unikające silikonów :)

Koszt ok 9zł / 500 ml

poniedziałek, 19 listopada 2012

Cienie Magic Duo MANHATTAN

Te cienie to strzał w dziesiątkę na jesień, przynajmniej pod względem kolorystycznym :) No spójrzcie, czy nie nadają się idealnie na tę porę? :] I burgund ostatnio modny :) No, ale ja tu dla recenzji:


opakowanie: malutkie, takie w sam raz do torebki. Bardzo wytrzymałe, nie powinno się połamać. Zatrzask również jest solidny, trochę ciężko się otwiera, ale można to uznać za plus, pudełeczko na pewno nie otworzy się samoistnie. Jedynym minusem jest łatwo rysujący się plastik, więc górna cześć opakowania szybko przestaje elegancko się prezentować.

pacynka: warto o niej szczególnie wspomnieć, ponieważ mocno mnie zaskoczyła. Jestem przyzwyczajona do bubli dodanych przez producentów na odczepnego, jednak ta jest ekstra :) Jest malusia, ale mimo to bardzo wygodna i szalenie mięciutka. Nie spotkałam jeszcze tak miękkiej pacynki, nawet kiedy kupowałam takie poważne na długiej rączce. Doszło do tego, że te cienie nakładam tylko nią, bo chyba nejlepiej spośród wszystkich moich pędzli wydobywa kolor.

pigmentacja: bardzo dobra. Najlepsze wg mnie jest to, że można łatwo stopniować intensywność. Chcę lekki kolor, nakłądam odrobinę moim zwykłym pędzlem; chcę czegoś mocniejszego, pomagam sobie dołączoną pacynką; chcę super hiper koloru, nakładam na mokro :) Producent zaznaczył, że można, więc bez obaw :)

kolor: taki trochę metaliczny, z maleńkimi drobinkami. Złoty odcień jest nimi naszprycowany bardziej, pewnie z powodu roli rozświetlacza. Na powiekach prezentuje się to bardzo fajnie, bez bazarowej przesady, spokojnie można używać na dzień. Oko jest rozświetlone, ale nie przeciążone.

użytkowanie: to jest trochę skomplikowana sprawa, bo jak pisałam wcześniej, moje domowe pędzle nie wydobywają z tych cieni tak intensywnego koloru jak załączona pacynka. Warto wziąć to pod uwagę, bo niektórzy nawet nie zwracają uwagi na producenckie pacynki i bez wypróbowania jej, można by uznać cień za bubel, którym nie jest. Ogólnie cień jest dość miękki, łatwo nabiera się na palec, więc nie wiem czemu tak dziwnie się zachowuje..


Po kliknięciu w zdjęcie, trochę widać drobinki :)
Oprócz tego nie osypuje się, nie pyli, nie roluje, wytrzymuje standardowo, czyli u mnie cał dzień. Łatwo się rozciera i bez problemu tworzy płynne przejścia między dwoma kolorami. Efekt na powiece jest naprawdę fajny :) 



Byłby ideałem, gdyby nie to dziwactwo z moimi domowymi pędzlami. Maluję się dość mocno i to, że muszę dodatkowo poprawiać efekt pacynką trochę minusuje ogólne wrażenie. Nie jest to jednak aż tak istotne, kiedy efekt końcowy całkowicie mnie zadowala :)

Cena: 11zł.


piątek, 16 listopada 2012

Mandarynkowa kąpiel do skórek i paznokci z proteinami jedwabiu BINGO SPA

No to co tu owijać w bawełnę, już sama nazwa jest długa, więc po kolei:

Opakowanie: Plastikowy słoiczek, dość twardy, ale mimo to całkiem elastyczny, może nam spokojnie wypadać z ręki :) Bardzo mi się podoba dodatkowa, plastikowa nakładka. Nie wyobrażam sobie, żeby taka sproszkowana rzecz była bez zabezpieczenia, a ochronne pazłotko jakoś nie do końca by mnie przekonywało, bo zrobiłoby się dziurę i proszek fruwa :)


Tak więc, jest przezroczysta nakładka i wszystko fajnie zabezpieczone, proszek zostaje na miejscu :)

Wizualnie sam słoiczek wygląda średnio atrakcyjnie, w sumie jak chyba wszystkie produkty od Bingo. Ale myślę, że dzięki temu cena jest niższa, bo nie trzeba dodatkowo płacić za super pojemniczki. Lubię ładnie opakowane kosmetyki, ale doceniam też inicjatywę producentów, którzy chcą nam sprzedać głównie zawartość, a nie wciskać otoczkę za dodatkową opłatą. Więc się nie czepiam.

Zapach: W opakowaniu, a jeszcze intensywniej po rozrobieniu, pachnie jak pomarańczowa oranżadka. Ta w proszku w saszetkach :) Ogólnie nie zoszę zapachu pomarańczy w kosmetykach, ale ta jest całkiem przyjemna, taka podróż do dzieciństwa :) Aż czasami ma się ochotę wypić tą wodę, bo kolor również bardzo przypomina pomarańczowy napój.

Konsystencja: Jak już wspominałam, proszek, dość drobno zmielony zmieszany jakby z większymi kryształkami. No oranżadka jak nic :)


Używanie: Producent mówi:

" Mandarynkowa kąpiel BingoSpa dogłębnie zmiękcza zrogowaciały naskórek wokół paznokci ułatwiając przeprowadzenie kolejnych etapów manicure.Proteiny jedwabiu intensywnie nawilżają, uelastyczniają i wzmacniają płytkę paznokcia czyniąc go jednocześnie podatnym na zabiegi.Regularne stosowanie kapieli BingoSpa zapewnia paznokciom zdrowy wygląd i wspaniały połysk.

Sposób użycia: w miseczce rozpuścić 1 łyżeczkę preparatu w 100 ml ciepłej wody, moczyć paznokcie przez ok. 5 min. "

Tak też czyniłam. Proszek rozpuszcza się dość szybko, barwiąc wodę na mocno pomarańczowy kolor. Podaczas moczenia ma się wrażenie śliskości czy jedwabistości, bardzo przyjemne uczucie. Nie, że moczymy palce w samej zapachowej wodzie, tylko czuć, że tam faktycznie jest coś więcej.

Od razu po kąpieli skórki są zmiękczone i można odsuwać. Ale byłyby tak samo, po moczeniu w zwykłej wodzie. Mimo fajnego uczucia w trakcie, po wszystkim już wielkiego szału pielęgnacyjnego nie ma. Faktycznie zaraz po zabiegu paznokcie są ładne i błyszczące, ale efekt szybko mija, dużego nawilżenia zrogowaciałych skórek też nie odczułam, chociaż jest trochę lepiej niż bez tych kąpieli.


Ogólnie, nie ma co oczekiwać efektów jak po moczeniu np. w oliwie, ale dla samego relaksu można poużywać. Jeśli ktoś lubi się tak bawić to fajna rzecz, tym bardziej, że w drogeriach nie widziałam nic podobnego, więc taka ciekawostka. Jeśli lubicie też robić np. mani koleżankom, to też można je zaskoczyć "profesjonalnością" i moczeniem paznokci.

Ale tak dla siebie, pod względem pielęgnacyjnym to bym nie kupiła bo niewiele robi oprócz wrażenia :)


Jeśli jesteście jednak zainteresowane to 300g kosztuje 14 zł TUTAJ

A i skład:
- Sodium Hydrogen Carbonate - czyli po prostu Soda Oczyszczona :)
- Sodium Chloride - Chlorek sodu
- Fertilizer Urea - Mocznik, chyba chodzi o to, że w granulkach
- Sodium Lauryl Sulfate - Detergent
- Cocamide DEA - Stabilizator, substancja myjąca oraz renatłuszczająca, zastanawiam się, czy to nie ona obok protein jedwabiu powoduje to uczucie natłuszczenia w trakcie kąpieli, czy jest właśnie tylko stabilizatorem
- Hydrolized Silk - Proteiny Jedwabiu
- Parfum - nasz zapaszek pomarańczki :)
-  CI 15985 - i kolorek
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...