Obserwatorzy

sobota, 26 października 2013

Rozdaję woski zapachowe :)

Chociaż nazwa myli, nie są to oryginalne Yankee Candle, a małe "podszywacze" :) Zamówiłam sobie pakę z ciekawości, wzięłam też trochę do podzielenia się. Nie podaję nazwy sklepu, ponieważ obsługa klienta leży u nich i kwiczy i nie ma co polecać :/

Tak więc oto się dzielę

Tym:

Można wypróbować czy porównać do oryginałków 


 Zasady takie jak zwykle:

- rozdanie tylko dla obserwatorów bloga - 1 los
- jeśli ktoś chce zwiększyć szansę na wygraną to za baner i oddzielną notkę dodaję po 2 losy,
 a za wszystko inne po 1 losie
- bawimy się do końca listopada (30.11.2113r)
- dla ułatwienia dodaję wzór do skopiowania:

Obserwuję jako:
Mail:
Dodatkowe losy:




czwartek, 17 października 2013

Współpraca z Cece of Sweden

Kilka dni temu odezwała się do mnie przemiła Pani Ania i z miejsca mnie trafiła. Samo to, że jest przedstawicielką marki produktów do włosów, ustawiło ją na pozycji "Nie ma siły się temu oprzeć". Do tego marki produktów profesjonalnych. I jeszcze z obietnicą dobrania tych profesjonalnych produktów do mojego typu włosów.

 I konkursu dla Was :)

Kontakt szybki, wysyłka szybka, produkty trafione w 10 i jeszcze odręczny liścik. Dobrze się zaczyna :)

Ogólnie Cece Produkty najpierw wyruszyły na podbój rynku fryzjerskiego. Ja się nigdy nie farbowałam w salonie, ale może ktoś kojarzy np. ich farby. Od tego się zaczęło. Teraz gama produktów prezentuje się całkiem pokaźnie i co najlepsze, od kilku lat jest dostępna również dla nas, zwykłych śmiertelników, do zakupienia do własnych i osobistych domów.

Można sobie nawet nie wychodząc z tych domów pooglądać na równie osobistych monitorach. KLIK.

Tym bardziej jestem zaintrygowana, ponieważ życiu o Cece nie słyszałam. Ale to ja. Do fryzjera chodzę raz na rok i mieszkam pod ziemią, przez co nie znalazłam jeszcze żadnego Rossmanna w pobliżu. Po ciemku trudno trafić, a i miejsca mało, może zwyczajnie żaden się nie zmieścił. Serio dziewczyny, tyle rzeczy mnie przez to omija, że faktycznie czuję się jak jaskiniowiec :) Nie samym Rossmannem jednak człowiek żyje, są też inne miejsca do zakupów. Oczywiście żadne nie występuje w pobliżu mojego kompleksu jaskiń. Ych. Sprawdzić można sobie tutaj KLIK

Może macie wiecej życiowego szczęścia. Mi w razie czego, jęsli się zakocham, pozostają jeszcze sklepy internetowe, bo widziałam, że jest i taka opcja. Gud. Ale to jeszcze nie wiem, czy się zakocham testy dpiero rozpoczęte, dam znać :)

A teraz foteczki rodzinne:





Znacie, czy to tylko ja jestem taka zacofana? Może ktoś używał? :)

poniedziałek, 14 października 2013

Nad peelingiem trzeba czasami popracować, Plumeria i Orchidea WELLREAL

Przy wyborze tego konkretnego peelingu kierowałam się wyłącznie zapachem i drogą eliminacji. Do wyboru mamy sztuk 5 KLIK. 4 z nich jakoś tak sobie mnie przekonywały, jednak ta plumeria i orchidea, no dobra, orchidea może być spoko, ale co to za plumeria?

źródło
źródło
źródło  
Nie mogłam się powstrzymać, takie to fajne. Plumeria jest drzewkiem, o silnie pachnących kwiatach. To z nich robi się te sławne hawajskie, kwiatowe naszyjniki :) Nie wiem jak pachnie, ale jeśli tak jak ten peeling, to kocham :]

Chciałabym też zaznaczyć, że do peelingu dodali ekstrakty z tych kwiatków, a nie walnęli sztucznymi kompozycjami i odczepta się :)

źródło
Znowu zapach mnie podbił, ale to już ostatnia rzecz, dalej będę opisywała niestety śmierdziuszki :)

 Zapach: kwiatowy i świeży z nutką czegoś delikatnie owocowego, perfumiaszczy trochę.Od pierwszego powąchania kojarzył mi się z czystością, relaksem i kąpielą, w sam raz do roli peelingu. Do żelu czy szamponu też byłby bomba :D I najlepsze jest to, że zostaje na skórze po spłukaniu, chociaż na krótko :(


Opakowanie: Lubię te takie z niby aluminiowymi zakrętkami, to coś fajniejszego niż nudny plastik. I fajnie też, że jest przezroczyste, dzięki temu peeling sam się broni, bo w środku też prezentuje się wspaniale.
Posiada zatopione w sobie ciemnoróżowe, maciupeńkie drobinki peelingujące, świetnie to wygląda, chociaż słabo się sprawdza w roli zdzieraka.


Konsystencja: Taka budyniowo-kisielowa. Dość rzadka, ale tak zabawnie się ciągnie i jak przyczepi do rękawicy to już przyczepi i nie spływa. Po rozmasowaniu na wilgotnej skórze tworzy białą emulsję.

Działanie: No cóż, bez wsparcia było dość słabe. Przynajmniej dla mnie, bo ja lubię ostre drapaki i to takie, że to już chyba podchodzi pod masochizm :) Nie mogę tego zrozumieć, ale ponoć na świecie są jacyś ludzie, którzy peelingi wolą delikatne,  także ten byłby dla nich odpowiedni :) 

Zdziera, czuć, że to robi, skóra jest gładsza, ale to nie to co moje domowe cukrowe peelingi. Zaraz, czy ja pomyślałam cukrowe? Ouuu.. no właśnie. Poleciałam do kuchni i uzupełniłam ubytek białym krystalicznym. No i to jest to :D. Teraz jestem w domu, a peeling pokochałam. Jest mocno, jest ostro, jest gładko i wygodnie, bo nie muszę przed każdą kąpielą przygotowywać oddzielnej porcji. No i jak wydajność się poprawiła, skoro mogę dosypać cukru i znowu jest po brzegi. Wiem, że do czasu, wiem, ale nie mówcie mi tego na głos..

I znowu wyszło, ze w związku trzeba się dotrzeć, a czasem sobie posłodzić ^^ No a sprawianie bólu powinno być patologią, ale jeśli takie igraszki są akceptowane przez oboje to odchyłem być przestają, a jedynie specyficznymi gustami. Szkoda tylko, że i tak faceta wyniszczam w tym związku i pewnie niedługo się skończy... :(  Ja lubię jego szorstkość, a on lubi jak pod nim mięknę, ale to tylko egzotyczna przygoda i  nie może trwać wiecznie.. Ha, ale zawsze mogę mieć następnego, no, przynajmniej dopóki nie zamkną produkcji :]


A tak z przyziemnych spraw, to facet nie tłuści skóry, ani jej nie wysusza, można go potraktować w kategoriach myjadła, bo posiada w sobie detergent zaraz po wodzie. Ja po całym zabiegu po prostu go spłukuję i się wycieram, w sumie to nawet nie muszę się niczym smarować jak mi się nie chce. Skóra jest przyjemnie nawilżona, nie ściągnięta i nie podrażniona. Jest tak jak powinno być, gładko, miło i wygodnie :)

Wydajność: Przed operacją szacowałam ją na jakieś 12-15 użyć, ale teraz to nie wiem ile mogę jeszcze tak sztucznie podtrzymywać go przy życiu :P

Cena: 13,50 / 200g



sobota, 12 października 2013

Nie kremuj twarzy, noś maskę :) Hydrain 3 Hialuro - Dermedic

Nasze pierwsze spotkanie nie było udane. Nie wiem kto tam w Dermedicu składa teksty na opakowania, ale to jakaś patologia co nawypisywali w sposobie użycia tej maseczki:

-"Nałożyć równomiernie na twarz / ew. szyję, dekolt/ niezbyt cienką warstwę preparatu i pozostawić do wchłonięcia na ok 15-20 min. Pozostałość preparatu usunąć za pomocą chusteczki lub płatka kosmetycznego" Brzmi dość niewinnie prawda?


No to teraz eksperyment: Weźcie pierwszy lepszy krem z toaletki, ale taki co to się dobrze wchłania, nałóżcie sobie tą "niezbyt cienką warstwę", a później spróbujcie zetrzeć go chusteczką i wytrzymajcie bez zmycia dziadostwa bieżącą wodą w trybie natychmiastowym. TYLKO DLA HARDKORÓW. Widzicie już oczami wyobraźni te zaczerwienienia, podrażnioną od tarcia skórę i strzępki celulozy na twarzy? Bo ja to przeżyłam i nigdy więcej. Po wszystkim twarz wcale nie była nawilżona, za to ja wściekła i rozgoryczona.

Obraziłam się na tydzień.


Ale nigdy nie umiałam się długo gniewać, więc tym razem podeszłam do wredziocha trochę inaczej i po 20 minutach elegancko zmyłam go letnią wodą. Wynik = zero nawilżenia, stan skóry porównywalny do stanu skóry sprzed 25 minut. Mhm wrr..

Znowu się obraziłam, ale to tak na wieki wieków, że już ja bym ją.. wywaliła do kosza czy co..

Za dobra jestem. Podejście 3. Oo no nie wierzę, tak to jest to :D Nimvuś jest mądrzejszy od Panów Producentów napisów na opakowaniach. Ha, jednak warto szukać własnych rozwiązań i podążać nieprzetartymi szlakami, ego wzrasta o 100 punktów, bo sama na to wpadłam


Użyłam maseczki jak kremu, cieniutką warstwą, bo skoro miała się wchłaniać, a ścierać należało tylko resztki, które nie raczyły tego zrobić, to czemu by nie nałożyć ilości optymalnej i bez nadwyżki. Tak zatem uczyniłam, leciutko, delikatnie, dosłownie kropeleczka na całą twarz (uwierzcie, tyle całkowicie wystarcza; to też wiele mówi o jej wydajności), wszystko pięknie się wchłonęło, rach ciach w sumie, ja się położyłam spać i wcale nie musiałam odklejać poduszki z policzka. A rano tylko przemyłam buźkę jak zwykle wodą i użyłam swojego toniku. No i bombka, skóra nawilżona, jest sukces.

I tak robiłam raz na tydzień do czasu, aż skończył mi się krem na noc. No to z lenistwa, bo jakiej blogerce kosmetycznej chciałoby się buszować po półkach w drogeriach, użyłam sobie Dermedica znowu. Tak z 7 razy w tygodniu. I co? I zero zapchania, zero przetłuszczenia, jakbym zwyczajnie używała bardzo dobrze nawilżającego, jednak dość lekkiego kremu.


No i tak też używam go po dziś dzień, za górami za lasami, i że nie warto wierzyć pierwszemu wrażeniu, za to warto dawać drugą (i trzecią szansę) a naleśniki lubią się przypalać.

I pachnie ładnie :) Ogóreczkiem takim świeżutkim, kosmetycznym, takim kremicznym no :P

Cena: jakieś 25zł za 50g

wtorek, 8 października 2013

Czas na pierwsze wieści, Balsam do suchychch włosów - Well Real

Nie chcę słodzić, ale tak jak przeszła mi mania na szampony ABSOLUTNIE bez SLS i jeśli jakieś dobrze na mnie działają, to dobrze działają, więc po co wybrzydzać, tak teraz znowu przekonałam się do "drogeryjno-chemicznych" odżywek bez kilometrowej listy ekstraktów i olei na początku składu. I piszę to teraz, kiedy zrobiłam zapas takowych chyba na 50 lat do przodu...

O współpracy z marką pisałam TUTAJ. Nie jest jeszcze zbyt dobrze znana, więc sprawa dość ciekawa. Jak też to wszystko w testach wypadło? Ogólnie jestem na tak, chociaż mam kilka zastrzeżeń, ale to już raczej natury kosmetycznej. W każdym razie, ceny niskie, a jakość jak na nie faktycznie wysoka. Hasło jednak mnie nie okłamało. Sprawa jest tylko taka, trzeba uważać z zapachami, bo albo się je pokocha albo znienawidzi i to tak, że cały misterny plan używania może w diabli pójść :P

Akurat ten zapach pokochałam :]


Konsystencja: To chyba jedyna wada tego balsamiku, chociaż też może nie tak bardzo, bo wystarczy dopłacić piątaka i z 250ml (za dyszkę) kupić sobie 500ml. Jest różnica i doprawdy nie wiem kto by kupował tą mniejszą :>

Balsam jest rzadziuchny jak jogurt, może jeszcze nie pitny, ale bynajmniej taki co to jak się przewróci to nie czeka na zaproszenie i ochoczo wędruje zwiedzać świat i wkurzać ludzi. Jakimś cudem z dłoni nie ucieka, (chyba pieszczoch) i bez problemu jak i bez akompaniamentu dzikich ruchów daje się nałożyć na włosy. Nawet w ilości znacznej na raz.

Opakowanie: Na szczęście buteleczka jest bardzo wygodna, taka jakby matowo chropowata w dotyku (ekstra pomysł, nawet z mokrych rąk nawet nie myślała mi się wymskiwać). Twarda, jednak z taką rzadką zawartością to żaden problem, bo rzeczona zawartość raczy prawie że wypływać na dłoń sama. Burżuazja i zero wysiłku z mojej strony :P Tym bardziej, że zakrętka jest wklęsło-płaska i mogę sobie stawiać buteleczkę do góry nogami. I na zatrzask. Kolejny życio ułatwiacz.


Działanie: już się wygadałam na wstępie, ale warto rozwinąć myśl. Używałam sobie wcześniej rosyjskiego balsamu od babuszki Agafii i myślałam, że jest ok. A później użylam tego tutaj i zobaczyłam różnicę. Jednak nie było na tyle ok, żeby nie mogło być lepiej.

Już przy nakładaniu czuję, że włosy robią się miększe i bardziej śliskie. Raz, dwa, trzy palcami na mokro i rozczesane. Właściwie to przeczesuję je teraz tymi palcami już tylko dla fanaberii, bo samo spłukiwanie odżywki wodą dostatecznie mi włosy rozplątuje.

A po wyschnięciu? Loczki pięknie zbite, sprężynujące, miękkie. Myję włosy delikatnym szamponem, a nie są obciążone i przyklapnięte, wręcz przeciwnie, bardzo fajnie odbijają od nasady. Nie przetłuszczają się szybciej, skóra nie swędzi, nie odnotowałam nic negatywnego.

W nazwie mamy pięknie brzmiący olejek Babassu i wyciąg z kiełków pszenicy. Niestety nie jest to następna Isana, bo tytułowe składniki wylądowały zaraz za zapachem, no ale wybaczam skoro działa. Za to mamy silikon, chociaż ten taki w miare przyjazny jak się nie jest ortodoksem, bo zmywający się łagodnymi detergentami, więc ok


Zapach: Achh co to za zapach :D Jakby mi podstawili pod nos w nocy, to powiedziałabym, że perfumy, takie kwiatowe, dziewczęce, ale lekko zmysłowe, niezbyt oczywiste. Dla samego zapachu warto używać :) Niestety utrzymuje się tylko póki włosy mokre, bu :(

Cena: 9,99zł/250ml lub 15,00zł/500ml

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...