To już ostatnia rzecz od Bingo i never ever nic więcej od nich nie chcę, szkoda mi życia, serio, bo dawałam ich produktom drugą, trzecią i przestałamliczyćktórą szansę, dość. Jest albo źle, albo w najlepszym razie kompletnie nie odnotowuję działania, oprócz znoszenia wkurzającego mnie zapachu i męczenia się z opakowaniami. Czasami przewija się nutka pozytywności, ale z nutki niewiele da się ugrać.
Nauczona doświadczeniem bałam się wybrać krem do twarzy z przesłanej listy, ale wpisałam w gugla, krem w opiniach wypadał fajnie, zachwyty i szaleństwo, dobra, biorę.
No i wzięłam, zużyłam i nic nie zauważyłam. Oprócz nieznośnego zapachu :/ Ktoś napisał o nim śliczny, słodki i cukierkowy. Że z której strony? Albo co to za cukierki? :O Bo mi w sumie też pachnie cukierkiem. Owocowym. Mocno przeleżałym. Na szczęście szybko się ulatnia z twarzy. Chociaż i tak, wieczorny pielęgnacyjny rytuał relaksujący bynajmniej przestał być.
Na szczęście wchłaniał się szybko jak błyskawica, więc można było się wymaziać, wymaziać i czym prędzej zapomnieć. Pod nosem już później nic nie czułam.
I właśnie ZAPOMNIEĆ to słowo klucz do wszystkiego w tym kremie. Bo gdyby nie delikatny film, który pozostawiał na skórze nie wierzyłabym sama sobie, że czymś się smarowałam i właśnie czekałabym na termin do lekarza, drżąc przed objawami demencji. A demencja w tym wieku jest mocno podejrzana.
Krem mnie nie nawilża. Nie niweluje uczucia ściągnięcia jeśli takie występuje. Pozostawia po sobie tylko wyczuwalną powłoczkę i to wcale nie jedwabistą i wygładzającą. Po prostu wiadomo, że coś na skórze siedzi, ale co tam robi to już nie wiadomo.
Tak z moich przemyśleń to nadaje się chyba tylko dla osób, z takim stanem cery, że właściwie to nie potrzebują niczego nakładać.
Taki krem-fanaberia. I jeszcze śmierdziuch to bardziej niszowy, wiecie, jak w sam raz dla tej grupy modnych ostatnio ludzi, z której śmieją się na demotach, ale nie pamiętam jak się nazywa :P
Nie wiem może komuś faktycznie szalenie pasuje a ja właśnie obrażam jego uczucia. Postanowiłam więc poszukać w nim pozytywnej strony. No i mam: SZKLANY słoiczek z matowego szkła! Łaa, to już nie tani plastik jak z apteki. I nalepka srebrna a nie biała z bloku rysunkowego. I zakrętka też srebrna z takim fajnym lustrzanym rowkiem :] Się umyje i będzie na coś, bo chociaż zawartość kiepska to prezencję ma :P
Japońską.
Jako-taką :P
Cena: 28zł/50ml TU
Fajna recenzja! Opis zapachu mnie rozbawił. ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki :P Mi niestety nie było do śmiechu, kiedy go pierwszy raz wąchałam xP
UsuńZapach musi być faktycznie nieciekawy :/
OdpowiedzUsuńNie wiem jakie pokrętne zakamarki umysłu każą myśleć niektórym ludziom, że jest ładny :P
UsuńKońcówka tekstu wymiata :P
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej aspekt humorystyczny jest :D
OdpowiedzUsuńRozłożyłaś mnie na łopatki :). Uwielbiam Twoją szczerość :D.
OdpowiedzUsuńhehe, ale mu dowaliłaś :D
OdpowiedzUsuńHmm, zapach musi być faktycznie nieciekawy ;) Dobrze, że napisałaś ten post, przynajmniej wiem, żeby się raczej na to nie kusić ;D
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że ta warstwa, która siedzi i nic nie robi, to zasługa parafiny. Raczej nie skuszę się na ten krem. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nałożyć na twarz śmierdziucha. Mój wrażliwy nos by tego nie przeżył...
OdpowiedzUsuńzjechany po całości, ale należało mu się :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za kosmetykami z BINGO SPA,już kilka razy się na nich zawiodłam :-/
OdpowiedzUsuńDrogi jak na krem BingoSpa i tak kiepsko działający. Ja aktualnie mam miesiąc z BingoSpa, o którym pisałam tutaj: http://coraz-mniej.blogspot.com/2013/09/116-sza-cia-z-bingospa.html
OdpowiedzUsuńi jeszcze nie mam wyrobionego zdania, aczkolwiek mam kilka faworytów... może po prostu dobrze trafiłam? :D
NOMINUJE CIE DO "Liebster Award"
OdpowiedzUsuńZ Bingo miałam krem pielęgnacyjny z olejkiem z kukurydzy i kompletnie się nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńczy to znaczy,że nie zauważyłaś ŻADNEJ poprawy stanu skóry po tym produkcie?
OdpowiedzUsuńAbsolutnie żadnej. Ani długoterminowej, ani co gorsza nawet takiej chwilę po posmarowaniu.
Usuń